]Czasami zastanawiam się jakie bym miał wspaniałe życie gdyby tego jednego cholernego dnia nie zachciało by mi się pić, wiesz jak jest każdy mówi że
picie może zrobić z ciebie alkoholika, sprowadzić na dno, do rynsztoka, izba wytrzeźwień i nieuchwytny pan strażnik miejski przerywający drzemkę na
dworcu w pudełku od telewizora. Ale nie, - chociaż picie zniszczyło mi życie - to nie miało to nic wspólnego z alkoholizmem, dnem ani innymi
cholerstwami które codziennie widuje w dobitnych przykładach żywcem z horroru, mijając dworzec fabryczny. W każdym razie gdyby tamtego dnia nie
zachciało mi sie pić byłbym teraz bogatym biznesnmanem i w swoim jaguarze jechałbym właśnie gdzieś do katowic mydląc oczy jakiemuś nieborakowi tym
jaki wspaniały i korzystny (oczywiście głównie dla niego) interes chce z nim ubić, miałbym nadal piękną kobietę, może nie duże ale wyjątkowo
schludne i przyzwoite mieszkanko, wyżej wymienioną pracę i samochód, ale chyba przedewszystkim obie dłonie i chęć do życia. Bo widzisz - chodzi o
to, chociaż do statusu alkoholika mi daleko - lubie mieć skitrane na czarną godzinę piwko, czasem dwa w lodówce. Gdybym tamtego dnia też miałbym
ukryty alkohol, wszystkopotoczyłoby się inaczej, gdyby nie zahciało mi się pić już w ogóle byłoby pięknie, ale się zachciało - i na domiar złego
lodówka świeciła pustkami. Wiesz jak jest robisz w pracy dziesięć godzin, szef nie chce wypłacić zaliczki, kobieta chce jechać do warszawy na jakiś
koszmarnie drogi i tendetny koncert, a w dodatku po wyjściu z pracy pierwsze co spotykasz to wielkie cholerne oberwaniu chmury, deszcz kapie nie
przymieżając jak wodospad niagara, a ty idziesz przez kałuże w krótkich spodenkach, i masz cholerne prawo chcieć się napic browara. Gdybym tylko
zwalczył tę chęć i poszedł do prosto do domu, ugryzł sie w język i zasnął na obfitym biuście ślicznej Pauliny... ale nie, wewnętrzny Kodżak wygrał
więc odbiłem w prawo w poszukiwaniu sklepu nocnego.
I w tym momencie zgubiła mnie pogoda i ciekawość. Nie mam na pogode wpływu, ale wiem że gdyby wtedy tak nie lało nie przystanałbym w bramie, byle
pod daszkiem, żeby przeczekać choćby pięciu minut nie czując podłych grubych kropel deszczu bezlitośnie roztrzaskujących się o moją skroń. I cholera
czekałem tam z pięć minut, a gdybym tego nie zrobił, zacisnął szczęki i pobegł prosto do tej cholernej biedronki - życie potoczyłoby się zupełnie
innym torem. Ale nie, czekałem, czekałem, a dobrze wiesz że kiedy czekasz w niesprzyjających warunkach na coś co może sie wcale nie zdarzyć czas
duży sie niemiłosiernie.W pewnym momencie usłyszałem krzyk i śmiech. Krzyk był szczerza mówiąc cholernie nie specjalny, coś w stylu tego jakie
wydaje kobieta kiedy z nienacka klepniesz ją w tyłek. Młody kobiecy krzyk, trwający może pół sekundy, a potem śmiech, ale za to w nim było coś co
mnie urzekło, zupełnie szczery, bezkompromisowy i prawie że melodyjny śpiew, tak nie pasujący do obecnej sytuacji. I tu odegrała rolę ciekawość, bo
przecież krzyk jak krzyk, śmiech jak śmiech, co mnie to obchodzi o co komu chodzi? Ale nie, musiałem zerknąć okiem, i do dziś żałuje że tak
zrobiłem. Wystarczyło nie zawracać sobie głowym tak jak to robiłem przez całe życie. Dużo później uświadomiłem sobie że całe życie byłem zamknięty
na ludzi, nie obchodziło mnie co sie przytrafia dalszym znajomym, sąsiadom, ludziom mijanym na ulicy, zawsze byli mi centralnie obojętni, nie znałem
ich i nie chciałem poznać, raczej unikałem też imprez, klubów i zabaw, to nie w moim stylu, dobrze się czułem w swoim zaciszu ze swoją kobietą, a
wszystko inne i w szczególnosco wszystkich innych najłatwiej mi było ignorować. W każym razie ja - ignorant i odludek stałem tam na deszczu i
pomyślałem - przecież nic się nie stanie jeśli tylko rzucę okiem? - i nie byłem jeszcze świadom tego jak bardzo się myliłem.
Dwie blondynki wychodziły z drzwi kamienicy, jedna naturalna - otwierała kluczykiem starego opla corse, druga - farbowana - dobiegła do samochodu i
oparła się o niego głową, bęłkocząc coś pod nosem. Obie były pijane jak szpaki, ale ta naturalna dziarsko i prawie wyraźnie orzekła:
-Nie martw sie Julka, odwioze cię do domu - po czym głośno czkneła. No więc stałem tak i targneło mnie sumienie. Nigdy to sie nie zdarzało,a tamtego
dnia na moje nie szczęście w końcu dało o sobie znać. Padał okropny deszcz więc ulice byly śliskie, godzina siedemnasta, ludzie wracają z pracy,
więc i duży ruch, w dodatku dziewczyna siadająca za kierownicą trzymała się gorzej niż słabo. pomyślałem sobie że może warto by coś zrobić?Ale co?
Potrząsnąć nią żeby sie ogarneła i wyperswadować jazdę samochodem w stanie nie trzeźwym? Kto by się mnie posłuchał? No ale na swoje nie szczęście
ruszyłem w ich kierunku z dobrymi chęciami. I prawda jest też taka że może wachałem się za długo, gdybym poszedł do nich od razu, bez zastanowienia
- to nawet moja chęć do napicia się, zła pogoda ani ciekawość by mnie nie zgubiły. Ale stało się inaczej. Do listy spraw które sprawiły że stało się
to co się stało trzeba dopisać moje parszywe dylematy. Bo poszedłem w ich strone kiedy były już w aucie, i zanim się spostrzegłem auto z piskiem
opon jechało prosto w moją stronę.
Potem poczułem się jak w bajce, to znaczy najpierw było nieprzyjemnie, poczułem ból i usłyszałem huk, połączony z jakimś dźwiękiem. Wydaje mi się
że to był mój krzyk ale nie jestem pewien. Ale potem? Potem wydawało mi się że latam, wszystko poruszało się powoli, ale wirowało wkoło mnie, cały
świat wirował, a ja leciałem, machałem rękami jak orzeł skrzydłami, nóg nie czułem, i to było już przyjemne. Potem nagle zrobiło się bardzo ciemno i
słyszałem jakiś stłumiony krzyk, a może śpiew? Może to anioły dla mnie śpiewały? W końcu latałem tak jak one...
Kiedy się obudziłem jechałem z nimi w aucie, po mojej lewej stronie naturalna blondynka, jakby bardziej treźwa prowadziła auto w szaleńczym tempie,
mówiła coś panicznie i niezrozumiale i chyba płakała. Farbowana siedziała ze mną na siedzeniu pasażera i obejmowała mnie, tuliła po głowie i inne
tego typu bzdety, nie mam pojęcia o co chodziło, ale kiedy poczułem falę bólu miałem tylko nadzieję że jadą ze mną do szpitala. Spojrzałem na swoją
rękę, była wykrzywiona pod dziwnym kątem, ubranie zrobiło się nieprzyjemnie czerwone. Znowu usłyszałem anioły...
Kiedy kolejny raz się obudziłem leżałem na łóżku, byłem rozebrany od pasa w góre i zobaczyłem swoję rozharataną rękę,teraz prowizorycznie
usztywnioną i śmiesznie obandażowaną. blondynka mówiła:
-Nie możemy go zabrać do szpitala... Nie możemy pójść na policje.. Jestesmy pijane to raz - za to można pójść siedzieć.. Tym bardziej że Marek jakby
się dowiedział... Zabiłby mnie po prostu by mnie zabił, rozumiesz?..
Szczerze mówiąc nie uspokoiło mnie to, a nawet, powiem więcej - zaczynałem się denerwować.
-To co zrobimy? Przeprosimy go i tyle? i co?
-A co chcesz zrobić? Kamila ja nie mogę pozwolić żeby się policja dowiedziała,wiesz czym się Marek zajmuje, to jego samochód... Cholera on nie może
się nawet dowiedzieć ze kogoś potrąciłyśmy.. musimy się dogadać z nim, tym rannym, przeprosić, dać mu pieniądze i poprosić żeby nikomu o nas nie
mówił..
Teraz zauważyłem że rozmawiają z nietypowym rosyjskim akcentem, to dlatego wydawało mi się że mówią tak nie wyraźnie.
-Masz go za idiote? Wiesz jakie on dostanie odszkodowanie jak nas zgłosi? Masz tyle pieniędzy? Ja mam 400zł w portfelu i jeszcze musze zapłacić
zaległe za mieszkanie, zresztą myślisz że co, że nas polubił? Rozjechałyśmy go przy wejściu do mieszkania ze sporą prędkością, o nic nie spytałyśmy,
wywieźłyśmy go do jakiegoś obcego miejsca, zamiast do szpitala, cholera on ma jak największe prawo pójść na policje! A co my mamy zrobić? Mogłabyś
go zastraszyć Markiem, ale co z tego skoro nawet nie możesz mu o tym powiedzieć?
Wstałem, podszedłem, Odchrząknąłem. Obie spojrzały w moją stronę i zaniemówiły..
-Jak się pan.. czuje? - powiedziała wolno ta farbowana po paru sekundach ciszy.
-Wspaniale. Możecie mnie dziewczyny nie obgadywać stojąc tuż koło mnie?
Znowu cisza, nie jestem mistrzem ciętych ripost. Te dziewczyny po prostu strasznie łatwo zagiąć.
-Jestem Bartek. Z kim mam przyjemność? I podwieziecie mnie chociaż do szpitala czy mam brać taksówkę?
-Julita Głodzińska - powiedziała ta farbowana i wyciągneła rękę, wydawało mi się że mówiąc to okazała przy tym minimum cztery oznaki tego że coś
kręci, wiecie spojrzenie gałkami ocznymi w prawo jakby sobie coś wyobrażała (wymyślała imię i nazwisko), drapnięcie w podbródek, tik na twarzy,
drżenie w głosie tego typu sprawy, było o tym kiedyś w jakimś serialu.
-Prosze pana..Mamy mały problem...
-Widzę - odpowiedziałem patrząc na swoją niedbale obandażowaną rękę.
-Przepraszamy bardzo za to co się stało.. to był wypadek, z naszej winy..
Wyraźnie chciała żebym coś powiedział. milczałem.
chciałybyśmy załatwić sprawę żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, a jednocześnie uniknąć.. wie pan.. kontaktu z policją..
-taaak? - nie chciałem im tego ułatwiać
-Gdybyśmy mogły coś dla pana zrobić.. możemy dać panu pieniądze, teraz troche i jeszcze jak więcej odłożymy...
-Żegnam Panie
obróciłem się i poszedłem w stronę drzwi.
-Ale prosze pana! Panie Bartku! -krzyczała jedna, ale ja już chwytałem za klamke w drzwiach.
Jednak jedna z dziewczyn musiała wyczuć mój ruch i zainspirowana chwyciła mnie za penisa.
Tego mówiąc szczerze się nie spodziewałem, chociaż jak później pomyślałem to czemu niby nie? Dwie dziewczyny utrzymywane przez jakiegoś kozaka z
nielegalnych interesów i kto wie czego - zrozpaczone, bezradne, gotowe na wszystko? Nie zrozumcie mnie źle nie jestem wrednie napalonym samcem który
poleci na każdą szparke która złapie go za jaja, ale fakt że pie****sz dziewczyne gangstera (jeśli faktycznie Marek takowym jest, ale dziewczyna
była przekonywująca) dodaje troche pieprzu i emocji, co nie? Wtedy pomyślałem o biuściastej paulinie. Naprawde fajna dziewczyna, może za bardzo sie
wczuwa, twierdzi że mnie kocha i tego typu sprawy, lubie ją. Nigdy jej nie zdradziłem ale w końcu te dwie laski mnie potrąciły, co nie? warto by
sobie jakoś zadość uczynić?
Poraz ostatni miałem szanse uniknąć tego całego bałaganu który wydazył się w moim życiu, ale jak zwykle poszedłem na łatwiznę...
-Gdybyście mogły coś dla mnie zrobić, powiadasz? - zagadałem z uśmiechem na twarzy, a ona się uśmiechneła, ale wyjątkowo nie szczerze.
Kolejne dwie godziny wspominam bardzo miło, także nie moge powiedziec że nie było plusów moich złych wyborów. Na początku dziewczyny były bardzo
nieśmiałe więc je troche rozgrzałem, najpierw zrobiły mi profesjonalny striptiz połączony z lizankiem, a robiły to jak prawdziwe lesbijki, którymi
jak się później okazało nie są. Brałem je w każdej możliwej kombinacji i pozycji w których nie bolała mnie ręka, one skakały po mnie jak kotki w
rui, ogólnie widać że sporo doświadczeń w życiu miały bo i same nieraz wykazały się inicjatywą. Później poszedł z mojej strony mały szantaż. Albo
zrobicie to i to, albo pójde na policje, później jeszcze to i jeszcze to, a po wszystkim jeszcze tamto, i wieżcie mi, nie żałowałem sobie.
Widziałem że dziewczyny robią się coraz bardziej czerwone, zmęczone, zawstydzone, i przedewszystkim poniżone, nie to chciałem osiągnąć, ale wiecie,
skutki uboczne. W końcu jedna z nich nie wyrobiła i dostałem wielką lampą w głowe, to ta farbowana zaszła mnie od tyłu i przywaliła, chyba tylko i
wyłącznie za to że wcześniej to ja ją brałem od tyłu. Anioły tym razem nie śpiewały
Kiedy się obudziłem było tylko i wyłącznie gorzej. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się Marek, Naturalna nadal chodziła naga, farbowanej nie było, i
nie zaciekawiło mnie nawet co się z nią stało, a Marek był prawdziwym schabem. Podziarany od góry do dołu, kolczyk w nosie jak u byka na kreskówkach
i szaleństwo w oczach. Jego wyraz twarzy wyrażał jedynie pogarde. Stwierdziłem ze moja sytuacja jest beznadziejna. Golutka blondynka krzyczała że je
napadłem zgwałciłem, a one złamały mi rękę i przywaliły lampom, Marek wyczaił podstęp -to Skąd k**** te bandaże, co? Złamałas mu reke i usztywniłaś
bo sie szkoda zrobiło szmato? Już ja wiem co się stało! Ale najpierw mi powiesz, potwierdzisz, albo skończysz jak zdzira Julia?- krzyczał.
Julia.. Julia? To ta farbowana, ciekawe co z nią zrobił. Chociaż może i nie takie ciekawe...
On coś krzyczał, ona coś skomlała..
I wtedy ją zabił. Wyjąl pistolet z tłumikiem, przyłożył jej do głowy i strzelił, jakby zabijał komara.
Przełknałem głośno śline, poczułem w ustach krew. Wiedziałem że zginę, nie było innej możliwości, co moge zrobić ja? wyczerpany po wypadku, seksie,
uderzeniu w głowe i kilkakrotnym walnięciu w twarz, schabowi który wyciska na klate pewnie ze sto czterdzieści, i ma w ręku zabójcze dziewięć
milimetrów? Podszedł, serce waliło jak szalone, ręka - ta sprawna, drżała, a on patrzył na tą drugą złamaną, i powiedział coś co zmroziło mi krew w
żyłach:
-Umrzesz dzisiaj chłopaczku, nie rób sobie nadzieji, nie wywiniesz się, wiesz dlaczego? Bo masz cholernego pecha.. taak. taak ja czytam w Twoich
myślach, nie pytaj jak ja po prostu to robie... - Mówił głosem napalonego starca któremu udało się zjechać na ręcznym pierwszy raz od dwudziestu
dwóch lat -.. i masz pecha chłopaczku, bo dotknąłeś mojej kobiety wiesz? Tą ręką.. - Chwycił za złamaną prawą rękę i mocno szarpnął, zabolało, oj
zabolało, nie wyobrażacie sobie, ale to dopiero początek, bandaże puściły ręka była wolna, a Marek, obrzydliwy przerażający Marek machał nią jak
dzieciak chorągiewką. Znowu jakby z daleka, usłyszałem swój własny krzyk, ale to nie ja krzyczałem, to krzyczał kto inny, albo tylko mi się wydawało
że ktoś krzyczy-..Więc upier***e ci ta rączke chłopaczku, słyszysz? Upier***e ci ją na amen, za to że nie w tą dziurke włożyłes co trzeba
chłopaczku.. położył tą rękę na ziemi, a ja nie miałem co zrobić, próbowałem ją unieśc ale nie chciała się słuchać, i tylko widziałem jak podnosi
ciężki bucior do góry, i jak opada, i opada i opada jakby na zwolnionym tempie. Gruchot kości, wybuch bólu, nie tylko czułem, widziałem ból,
słyszałem ból, wszędzie ten cholerny ból, przed oczami miałem czerwono, potem biało, a potem znowu jego pTaskudny pysk, i głos:
-Tylko mi tu nie mdlej chłopaczku, nie mdlej mi tu bo dopiero zaczynamy zabawe, dopiero zobaczysz co dla ciebie wymyśliłem chłopaczku
-Nieeeee, Nieeeeee -Tylko tyle zdołałem krzyknąć kiedy widziałem jak zakładał na dłoń kastet..
-Zastrzel mnie, zastrzel mnie - to powinienem krzyknąć, ale tego nie zrobiłem, a zamiast tego, jeb, jeb, jeb trzy potężne uderzenia bólu na twarzy,
"i nie mogę ruszyć ustami, skur***n złamał mi szczękę, i przynajmniej cztery zęby, czuje je, a raczej czuje że ich nie ma, cholera jasna, ja
pierd**e" pomyślałem. A potem ciężko było myślec, trzeba było po prostu jakoś to znosić, trzeba było patzeć obserwować co ten wariat robi. I
widzialem jak mnie bije, kopie, kilka żeber też pękło, ale o tym dowiedziałem się później. Potem wariat odezwał się znowu tym samym podłym
zachrypiałym głosem:
-Jeszcze nie pora chłopaczku, jeszcze nie śpij, dopiero sie zabawimy.
Widziałem jak wyciąga z szuflady nóż, duży i ostry nóż do chleba, naprawdę duży, chyba że moje przerażone oczy zaczynały wszystko wyolbrzymiać, i
widziałem jak podchodzi, powoli, powoli, krok za krokiem. Krok. Krok. Wyostrzony słuch, tyle pamiętam, tupnięcie o ziemie, i mój krzyk który
wydobywa się z ust bez mojej wiedzy. Krok. Schyla się, patrzy mi w oczy i uśmiecha się obleśnie
-Co chłopaczek? gotowy?
Chciałem powiedzieć -Zastrzel mnie, ale się nie udało, przy -"zas" wbił mi nóż w dłoń. I cholera, Bóg mi świadkiem że kiedy ją odcinał nie czułem
bólu, tylko patrzyłem z niesmakiem jakbym był w kinie na wyjątkowo paskudnym filmie. Nie czułem bólu, i zasnąłem, usłyszałem anioły, i ucieszyłem
się z tego powodu.
I wiecie co jest w tej histori najgorsze? Że to wbrew pozorom szczęście mnie uratowało. A Julia - farbowana blondynka, martwa już kiedy finał
histori się wydażył - się do tego przyczyniła.
Julia miała brata, też gangstera - jak się później dowiedziałem, i kiedy sprawy potoczyły się nieciekawie - mianowicie kiedy pojawił się Marek i
zaczął wypytywać, weszła do ubikacji i zadzwoniła do swojego braciaka po wsparcie. Marek oczywiście wtargnął do kibla i ją zastrzelił, kiedy widział
że majstruje z telefonem, ale zdążyła powiedzieć swoje.
Uratowało mnie też to że Santos, bo tak nazywają brata Julki był w okolicy z paroma zaufanymi i dopakowanymi ludźmi.
Traf chciał że był w okolicy też Krępy - barman w okolicznym klubie, przyjaciel Julki który wiedział gdzie mieszka naturalna - ta której imienia nie znam do dzisiaj, ale wiem za to że dobrze robiła lody kiedy jeszcze żyła. Traf chciał że Santos ze swoimi ludźmi weszli do mieszkania Blondynki dokladnie w momencie kiedy Marek celował do mnie - nieprzytomnego z broni. Gdyby weszli dziesięc sekund później, gdyby nie spotkali Krępego, który mógł być aktualnie w jakimkolwiek innym miejscu w mieście, gdyby Santos był choćby dwie ulice dalej kiedy odebrał telefon od Julki, gdyby Marek zabił Julke zanim ona powiedziała co jest grane, wreszcie gdyby Marek nie był takim psycholem i zabiłby mnie od razu - już bym był martwy.
Ale nie. Żyje.
Przeleżałem w szpitalu chyba pół tysiąclecia, Paulnika się starała ale nie wytrzymała, zostawiła mnie na lodzie, straciłem prace, sprzedałem samochód... Picie zniszczyło mi życie chociaż wcale się tamtego dnia nie napiłem.
I żyję
EDIT>
wypieprzyłem quote żeby sie lepiej czytało