Skocz do zawartości

propaganja

Użytkownicy
  • Postów

    3 388
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez propaganja

  1. jako że misji już mam pare i zaczynają się układać w zgrabną całość opisze z grubsza fabułę: -Garry jest złodziejem, i to mistrzem w swoim fachu, wszystkie konkretniejsze kradzieże (w tym znany na całą okolice "skok na piescień Gorbba" kiedy garry zdjął największemu gangsta w okolicy warty kupe fory pierścień z palca w czasie snu- za co zresztą Gorbb wydał na Garrego wyrok śmierci, i oferuje sporą sumkę za jego głowę) więc nic dziwnego że w końcu zgłosili sie do niego magowie. Przedstawiciel Gildii magów opowiedział garremu co się święci - mianowicie wysłali oni inną znaną złodziejke (dawniej przyjaciółke garrego ale magowie oczywiście o tym nie wiedzą) śladem nekromanty któremu padło na głowe (dorwał arabską księge zmarłych (coś ala necronomicon ale nazwy jeszcze nie wymyslilem) i padło mu na mózg zaczął przywoływać demony, zombiaki i ogólnie szerzy chaos, nikt nie wie na poczatku wiele o jego zamiarach oprócz tego że jest niebezpieczny jak jasna cholera). Złodziejka niestety nie wróciła z wyprawy ogólnie nie dała znaku życia, tak samo zniknał nekromanta, zostawiając po sobie tylko w cholere za zombie-onych miejsc gdzie garry będzie później szukał śladów i poszlak gdzie sie mógł cholernik podziać. No więc garry zbiera ekipe (na początku jest to inna przyjaciółka bo jako typowy samiec alpha Garry miał w życiu wiele kobiet, potem ratują krasnoluda z opresji, odwiedzają las driad, a ich królowa daje im do pomocy jedną z driad za zadanie które Garry kiedys dla nich wykonał, no i pare innych osob nie chce az tak dokladnie wszystkiego zdradzać) Początkowo akcja dzieje sie w rodzinnym królestwie Garrego - Hakamie, i okolicach. Później kiedy Grry w opuszczonym zamku znajduje notatki poszukiwanego czarownika wyruszają w szaleńczą podróż. Oczywiście Garry głównie szuka przyjaciółki złodziejki, a nie szaleńca nekromanty, którego zamierza wykończyć niejako przy okazji (ogólnie Garry daży sporą niechęcią magów, gdyby nie to że napomkneli o jego koleżanie nawet by tej misji nie przyjał) No więc po 4 misjach drużyna garrego wyrusza w pościg po połowie świata, a świat to niebezpieczny w którym napotkac można dzikie stwory - i przedewszystkim - nie mniej dzikich ludzi, zarówno armie sojuszu środka świata, jak i barbarzyńskich wojaków z północy, tak zwanych "czarnych". Czarni niszczą wszystko na swojej drodze, więc proste że trzeba ich unikać, ale armi sojuszu unikać trzeba też bo nakręcani przez kanonika Gaspara i jemu podobnych wypowiedzieli też - moze nie jawną - ale za to bardzo brutalną walkę z nieludźmi, a że 3/4 osób z drużyny garrego ludźmi nie jest to jasnym jest że trzeba sie pilnować. Tyle na początek, a później? Później zaczyna sie sieczka, czemu ludzie Gorbba, tak zwane "szpady" (gang) tak pilnie poszukują Garrego że odważyli się porwać znanego na cały świat poety- i przy okazji kumpla garrego - Askiera? Dalej, czemu i przez kogo ludzie Gorbba nagle zostają zaopatrzeni w najnowocześniejszą i zabójczą broń? (jak strzelby, miny, materiały ywbuchowe, nawet roboty), czemu w armiach czarnych pojawili się nieumarli? (a raczej umarli ale i tak chodzą, wiece jak to jest zombie) swoja drogą od kiedy nieumarli wsparli czarnych ludzie z centrum świata zaczeli ostro dostawać w dupe. Wreszcie co sie stało z nekromantą, czemu magowie tak pilnie go poszukują, i co on ma wspólnego z armiami trupów u czarnych? A jakby tego było mało ktos ciągle czycha na życie ludzi Garrego, gdziekolwiek by nie byli przeprowadza doskonale przemyślane skrytobójcze ataki. I jaka w tym wszystkim rola zaginionej złodziejki? zginęła? przeszła na strone wroga, a może po prostu... I tak skacząc od faktu do faktu Garry będzie ratować świat nawet o tym nie wiedząc. a tu taki myk:
  2. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    O co w tym chodzi? przepuściłeś opowiadanie złap przez 5 translatorów?
  3. propaganja

    Foto-galeria

    nie wkur***cie mnie bo wrzuce zdjęcie swojego dupksa i będzie koniec dyskusji :D
  4. to tylko dowód na to że po wódzie nie ma co sie brać za rysowanie :D edit (ale fakt faktem to moje pierwsze rysunki narzucone w photoshopie, zawsze bawiłem sie photopaintem i musze sie przyzwyczaić) Edit2 A Garry (na rysunku obok czarodziejki) przejdzie? edit3 Myślicie że powinienem robić tą gre family friendly? Jak narazie jest pare gołych dup i bluzgów jak to u mnie, ale myśle czy tego jakoś cwaniacko nie zacenzurować. Gra pewnie i tak nie będzie komercyjna ale wiecie jak jest :) (ogólnie plan jest taki że jeśli nie skołuje pieniędzy na profesjonalne tłumaczenie na angielski i aktotów to będzie wszystko free)
  5. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    ja jak pisze nigdy tak naprawde nie wiem co stanie sie dalej, wszystko jest jedną wielką improwizacją :) zresztą żaden ze mnie pisarz, ale czytelnik pełną gębą :) Spróbuj napisać coś dłuższego,powinno wyjść w porządku, a nawet jak nie to doświadczenie piechotą nie chodzi :) ja u siebie znalazłem zajawke na pisanie niecały rok temu, ale myśle że kiedyś jakąś książke wydam bo nie z samych gier człowiek żyje ;]
  6. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    będzie czas :D jak narazie żadnej powieści nie udało mi sie skończyć bo po średnio dwusetniej stronie plącze wątki albo komp sie psuje :P @programista fajne, chciałbym zobaczyć dalszy ciąg kiedys :) @Webzir Zadatki to to ma, ale musisz troche popracować, brakuje troche spójności i logiki, ale napisane fajnie. @Cora weź mnie dopisz bo napisałem tekst nie wiedząc że trzeba sie zapisać :D a apropo mojego opowiadania to tak jakby remake, nie wiem czy ktoś kojarzy moją 'powieść' pod tytułem sens, w każdym razie o tego samego marka chodzi :) (tyle że akcja sensu ma miejsce pare lat wcześniej, no i marek jest tam głównym bohaetrem) A następnym razem jak będe cokolwiek pisać to będzie to na bank fantasy :)
  7. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    fajne to by dopiero było gdyny nie ograniczenie na długość :D ogólnie dobre opowiadanie powinno mieć ze 100 stron wg mnie, jak będzie taki konkurs kiedyś to odwale masakre pełną gębą :P a takto jest pare niewyjaśnionych wątków no i ogólnie wszystko niedopracowane bo napisałem to na raz. edit. właśnie przeczytałem swoje opowiadanie na spokojnie, i znalazłem 3 błędy logiczne :(
  8. paliłem z pająkiem bo musiałem
  9. propaganja

    AI vs schematy

    Wszystko zależy od rodzaju gry, ja np w lucky dayu odwaliłem AI którego ruchów nie da sie przewidzieć, dużo losowości i kilka możliwości przy kazdej możliwej sytuacji, plus jest taki że przeciwnik może konkretnie zaskoczyć, za to minus to to że uniemożliwia to praktycznie skradanie sie, no i większe wyzwanie dla twórcy musi więcej rzeczy przewidzieć, no a w takim dawno temu gdybym dał przeciwnikom nawet losowe patrole - gra stała by się totalnie nie grywalna, bardziej zależałoby od farta wszystko niż umiejętności, dlatego skleiłem takie coś że w create każdego przeciwnika jest gdzie i jak ma patrolować. Zależy wszystko od gry, więc ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie co lepsze. A da sie przecież zrobić nieliniową grę ze schematycznymi ruchami przeciwników, i to bardzo sie da :)
  10. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    ]Czasami zastanawiam się jakie bym miał wspaniałe życie gdyby tego jednego cholernego dnia nie zachciało by mi się pić, wiesz jak jest każdy mówi że picie może zrobić z ciebie alkoholika, sprowadzić na dno, do rynsztoka, izba wytrzeźwień i nieuchwytny pan strażnik miejski przerywający drzemkę na dworcu w pudełku od telewizora. Ale nie, - chociaż picie zniszczyło mi życie - to nie miało to nic wspólnego z alkoholizmem, dnem ani innymi cholerstwami które codziennie widuje w dobitnych przykładach żywcem z horroru, mijając dworzec fabryczny. W każdym razie gdyby tamtego dnia nie zachciało mi sie pić byłbym teraz bogatym biznesnmanem i w swoim jaguarze jechałbym właśnie gdzieś do katowic mydląc oczy jakiemuś nieborakowi tym jaki wspaniały i korzystny (oczywiście głównie dla niego) interes chce z nim ubić, miałbym nadal piękną kobietę, może nie duże ale wyjątkowo schludne i przyzwoite mieszkanko, wyżej wymienioną pracę i samochód, ale chyba przedewszystkim obie dłonie i chęć do życia. Bo widzisz - chodzi o to, chociaż do statusu alkoholika mi daleko - lubie mieć skitrane na czarną godzinę piwko, czasem dwa w lodówce. Gdybym tamtego dnia też miałbym ukryty alkohol, wszystkopotoczyłoby się inaczej, gdyby nie zahciało mi się pić już w ogóle byłoby pięknie, ale się zachciało - i na domiar złego lodówka świeciła pustkami. Wiesz jak jest robisz w pracy dziesięć godzin, szef nie chce wypłacić zaliczki, kobieta chce jechać do warszawy na jakiś koszmarnie drogi i tendetny koncert, a w dodatku po wyjściu z pracy pierwsze co spotykasz to wielkie cholerne oberwaniu chmury, deszcz kapie nie przymieżając jak wodospad niagara, a ty idziesz przez kałuże w krótkich spodenkach, i masz cholerne prawo chcieć się napic browara. Gdybym tylko zwalczył tę chęć i poszedł do prosto do domu, ugryzł sie w język i zasnął na obfitym biuście ślicznej Pauliny... ale nie, wewnętrzny Kodżak wygrał więc odbiłem w prawo w poszukiwaniu sklepu nocnego. I w tym momencie zgubiła mnie pogoda i ciekawość. Nie mam na pogode wpływu, ale wiem że gdyby wtedy tak nie lało nie przystanałbym w bramie, byle pod daszkiem, żeby przeczekać choćby pięciu minut nie czując podłych grubych kropel deszczu bezlitośnie roztrzaskujących się o moją skroń. I cholera czekałem tam z pięć minut, a gdybym tego nie zrobił, zacisnął szczęki i pobegł prosto do tej cholernej biedronki - życie potoczyłoby się zupełnie innym torem. Ale nie, czekałem, czekałem, a dobrze wiesz że kiedy czekasz w niesprzyjających warunkach na coś co może sie wcale nie zdarzyć czas duży sie niemiłosiernie.W pewnym momencie usłyszałem krzyk i śmiech. Krzyk był szczerza mówiąc cholernie nie specjalny, coś w stylu tego jakie wydaje kobieta kiedy z nienacka klepniesz ją w tyłek. Młody kobiecy krzyk, trwający może pół sekundy, a potem śmiech, ale za to w nim było coś co mnie urzekło, zupełnie szczery, bezkompromisowy i prawie że melodyjny śpiew, tak nie pasujący do obecnej sytuacji. I tu odegrała rolę ciekawość, bo przecież krzyk jak krzyk, śmiech jak śmiech, co mnie to obchodzi o co komu chodzi? Ale nie, musiałem zerknąć okiem, i do dziś żałuje że tak zrobiłem. Wystarczyło nie zawracać sobie głowym tak jak to robiłem przez całe życie. Dużo później uświadomiłem sobie że całe życie byłem zamknięty na ludzi, nie obchodziło mnie co sie przytrafia dalszym znajomym, sąsiadom, ludziom mijanym na ulicy, zawsze byli mi centralnie obojętni, nie znałem ich i nie chciałem poznać, raczej unikałem też imprez, klubów i zabaw, to nie w moim stylu, dobrze się czułem w swoim zaciszu ze swoją kobietą, a wszystko inne i w szczególnosco wszystkich innych najłatwiej mi było ignorować. W każym razie ja - ignorant i odludek stałem tam na deszczu i pomyślałem - przecież nic się nie stanie jeśli tylko rzucę okiem? - i nie byłem jeszcze świadom tego jak bardzo się myliłem. Dwie blondynki wychodziły z drzwi kamienicy, jedna naturalna - otwierała kluczykiem starego opla corse, druga - farbowana - dobiegła do samochodu i oparła się o niego głową, bęłkocząc coś pod nosem. Obie były pijane jak szpaki, ale ta naturalna dziarsko i prawie wyraźnie orzekła: -Nie martw sie Julka, odwioze cię do domu - po czym głośno czkneła. No więc stałem tak i targneło mnie sumienie. Nigdy to sie nie zdarzało,a tamtego dnia na moje nie szczęście w końcu dało o sobie znać. Padał okropny deszcz więc ulice byly śliskie, godzina siedemnasta, ludzie wracają z pracy, więc i duży ruch, w dodatku dziewczyna siadająca za kierownicą trzymała się gorzej niż słabo. pomyślałem sobie że może warto by coś zrobić?Ale co? Potrząsnąć nią żeby sie ogarneła i wyperswadować jazdę samochodem w stanie nie trzeźwym? Kto by się mnie posłuchał? No ale na swoje nie szczęście ruszyłem w ich kierunku z dobrymi chęciami. I prawda jest też taka że może wachałem się za długo, gdybym poszedł do nich od razu, bez zastanowienia - to nawet moja chęć do napicia się, zła pogoda ani ciekawość by mnie nie zgubiły. Ale stało się inaczej. Do listy spraw które sprawiły że stało się to co się stało trzeba dopisać moje parszywe dylematy. Bo poszedłem w ich strone kiedy były już w aucie, i zanim się spostrzegłem auto z piskiem opon jechało prosto w moją stronę. Potem poczułem się jak w bajce, to znaczy najpierw było nieprzyjemnie, poczułem ból i usłyszałem huk, połączony z jakimś dźwiękiem. Wydaje mi się że to był mój krzyk ale nie jestem pewien. Ale potem? Potem wydawało mi się że latam, wszystko poruszało się powoli, ale wirowało wkoło mnie, cały świat wirował, a ja leciałem, machałem rękami jak orzeł skrzydłami, nóg nie czułem, i to było już przyjemne. Potem nagle zrobiło się bardzo ciemno i słyszałem jakiś stłumiony krzyk, a może śpiew? Może to anioły dla mnie śpiewały? W końcu latałem tak jak one... Kiedy się obudziłem jechałem z nimi w aucie, po mojej lewej stronie naturalna blondynka, jakby bardziej treźwa prowadziła auto w szaleńczym tempie, mówiła coś panicznie i niezrozumiale i chyba płakała. Farbowana siedziała ze mną na siedzeniu pasażera i obejmowała mnie, tuliła po głowie i inne tego typu bzdety, nie mam pojęcia o co chodziło, ale kiedy poczułem falę bólu miałem tylko nadzieję że jadą ze mną do szpitala. Spojrzałem na swoją rękę, była wykrzywiona pod dziwnym kątem, ubranie zrobiło się nieprzyjemnie czerwone. Znowu usłyszałem anioły... Kiedy kolejny raz się obudziłem leżałem na łóżku, byłem rozebrany od pasa w góre i zobaczyłem swoję rozharataną rękę,teraz prowizorycznie usztywnioną i śmiesznie obandażowaną. blondynka mówiła: -Nie możemy go zabrać do szpitala... Nie możemy pójść na policje.. Jestesmy pijane to raz - za to można pójść siedzieć.. Tym bardziej że Marek jakby się dowiedział... Zabiłby mnie po prostu by mnie zabił, rozumiesz?.. Szczerze mówiąc nie uspokoiło mnie to, a nawet, powiem więcej - zaczynałem się denerwować. -To co zrobimy? Przeprosimy go i tyle? i co? -A co chcesz zrobić? Kamila ja nie mogę pozwolić żeby się policja dowiedziała,wiesz czym się Marek zajmuje, to jego samochód... Cholera on nie może się nawet dowiedzieć ze kogoś potrąciłyśmy.. musimy się dogadać z nim, tym rannym, przeprosić, dać mu pieniądze i poprosić żeby nikomu o nas nie mówił.. Teraz zauważyłem że rozmawiają z nietypowym rosyjskim akcentem, to dlatego wydawało mi się że mówią tak nie wyraźnie. -Masz go za idiote? Wiesz jakie on dostanie odszkodowanie jak nas zgłosi? Masz tyle pieniędzy? Ja mam 400zł w portfelu i jeszcze musze zapłacić zaległe za mieszkanie, zresztą myślisz że co, że nas polubił? Rozjechałyśmy go przy wejściu do mieszkania ze sporą prędkością, o nic nie spytałyśmy, wywieźłyśmy go do jakiegoś obcego miejsca, zamiast do szpitala, cholera on ma jak największe prawo pójść na policje! A co my mamy zrobić? Mogłabyś go zastraszyć Markiem, ale co z tego skoro nawet nie możesz mu o tym powiedzieć? Wstałem, podszedłem, Odchrząknąłem. Obie spojrzały w moją stronę i zaniemówiły.. -Jak się pan.. czuje? - powiedziała wolno ta farbowana po paru sekundach ciszy. -Wspaniale. Możecie mnie dziewczyny nie obgadywać stojąc tuż koło mnie? Znowu cisza, nie jestem mistrzem ciętych ripost. Te dziewczyny po prostu strasznie łatwo zagiąć. -Jestem Bartek. Z kim mam przyjemność? I podwieziecie mnie chociaż do szpitala czy mam brać taksówkę? -Julita Głodzińska - powiedziała ta farbowana i wyciągneła rękę, wydawało mi się że mówiąc to okazała przy tym minimum cztery oznaki tego że coś kręci, wiecie spojrzenie gałkami ocznymi w prawo jakby sobie coś wyobrażała (wymyślała imię i nazwisko), drapnięcie w podbródek, tik na twarzy, drżenie w głosie tego typu sprawy, było o tym kiedyś w jakimś serialu. -Prosze pana..Mamy mały problem... -Widzę - odpowiedziałem patrząc na swoją niedbale obandażowaną rękę. -Przepraszamy bardzo za to co się stało.. to był wypadek, z naszej winy.. Wyraźnie chciała żebym coś powiedział. milczałem. chciałybyśmy załatwić sprawę żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony, a jednocześnie uniknąć.. wie pan.. kontaktu z policją.. -taaak? - nie chciałem im tego ułatwiać -Gdybyśmy mogły coś dla pana zrobić.. możemy dać panu pieniądze, teraz troche i jeszcze jak więcej odłożymy... -Żegnam Panie obróciłem się i poszedłem w stronę drzwi. -Ale prosze pana! Panie Bartku! -krzyczała jedna, ale ja już chwytałem za klamke w drzwiach. Jednak jedna z dziewczyn musiała wyczuć mój ruch i zainspirowana chwyciła mnie za penisa. Tego mówiąc szczerze się nie spodziewałem, chociaż jak później pomyślałem to czemu niby nie? Dwie dziewczyny utrzymywane przez jakiegoś kozaka z nielegalnych interesów i kto wie czego - zrozpaczone, bezradne, gotowe na wszystko? Nie zrozumcie mnie źle nie jestem wrednie napalonym samcem który poleci na każdą szparke która złapie go za jaja, ale fakt że pie****sz dziewczyne gangstera (jeśli faktycznie Marek takowym jest, ale dziewczyna była przekonywująca) dodaje troche pieprzu i emocji, co nie? Wtedy pomyślałem o biuściastej paulinie. Naprawde fajna dziewczyna, może za bardzo sie wczuwa, twierdzi że mnie kocha i tego typu sprawy, lubie ją. Nigdy jej nie zdradziłem ale w końcu te dwie laski mnie potrąciły, co nie? warto by sobie jakoś zadość uczynić? Poraz ostatni miałem szanse uniknąć tego całego bałaganu który wydazył się w moim życiu, ale jak zwykle poszedłem na łatwiznę... -Gdybyście mogły coś dla mnie zrobić, powiadasz? - zagadałem z uśmiechem na twarzy, a ona się uśmiechneła, ale wyjątkowo nie szczerze. Kolejne dwie godziny wspominam bardzo miło, także nie moge powiedziec że nie było plusów moich złych wyborów. Na początku dziewczyny były bardzo nieśmiałe więc je troche rozgrzałem, najpierw zrobiły mi profesjonalny striptiz połączony z lizankiem, a robiły to jak prawdziwe lesbijki, którymi jak się później okazało nie są. Brałem je w każdej możliwej kombinacji i pozycji w których nie bolała mnie ręka, one skakały po mnie jak kotki w rui, ogólnie widać że sporo doświadczeń w życiu miały bo i same nieraz wykazały się inicjatywą. Później poszedł z mojej strony mały szantaż. Albo zrobicie to i to, albo pójde na policje, później jeszcze to i jeszcze to, a po wszystkim jeszcze tamto, i wieżcie mi, nie żałowałem sobie. Widziałem że dziewczyny robią się coraz bardziej czerwone, zmęczone, zawstydzone, i przedewszystkim poniżone, nie to chciałem osiągnąć, ale wiecie, skutki uboczne. W końcu jedna z nich nie wyrobiła i dostałem wielką lampą w głowe, to ta farbowana zaszła mnie od tyłu i przywaliła, chyba tylko i wyłącznie za to że wcześniej to ja ją brałem od tyłu. Anioły tym razem nie śpiewały Kiedy się obudziłem było tylko i wyłącznie gorzej. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się Marek, Naturalna nadal chodziła naga, farbowanej nie było, i nie zaciekawiło mnie nawet co się z nią stało, a Marek był prawdziwym schabem. Podziarany od góry do dołu, kolczyk w nosie jak u byka na kreskówkach i szaleństwo w oczach. Jego wyraz twarzy wyrażał jedynie pogarde. Stwierdziłem ze moja sytuacja jest beznadziejna. Golutka blondynka krzyczała że je napadłem zgwałciłem, a one złamały mi rękę i przywaliły lampom, Marek wyczaił podstęp -to Skąd k**** te bandaże, co? Złamałas mu reke i usztywniłaś bo sie szkoda zrobiło szmato? Już ja wiem co się stało! Ale najpierw mi powiesz, potwierdzisz, albo skończysz jak zdzira Julia?- krzyczał. Julia.. Julia? To ta farbowana, ciekawe co z nią zrobił. Chociaż może i nie takie ciekawe... On coś krzyczał, ona coś skomlała.. I wtedy ją zabił. Wyjąl pistolet z tłumikiem, przyłożył jej do głowy i strzelił, jakby zabijał komara. Przełknałem głośno śline, poczułem w ustach krew. Wiedziałem że zginę, nie było innej możliwości, co moge zrobić ja? wyczerpany po wypadku, seksie, uderzeniu w głowe i kilkakrotnym walnięciu w twarz, schabowi który wyciska na klate pewnie ze sto czterdzieści, i ma w ręku zabójcze dziewięć milimetrów? Podszedł, serce waliło jak szalone, ręka - ta sprawna, drżała, a on patrzył na tą drugą złamaną, i powiedział coś co zmroziło mi krew w żyłach: -Umrzesz dzisiaj chłopaczku, nie rób sobie nadzieji, nie wywiniesz się, wiesz dlaczego? Bo masz cholernego pecha.. taak. taak ja czytam w Twoich myślach, nie pytaj jak ja po prostu to robie... - Mówił głosem napalonego starca któremu udało się zjechać na ręcznym pierwszy raz od dwudziestu dwóch lat -.. i masz pecha chłopaczku, bo dotknąłeś mojej kobiety wiesz? Tą ręką.. - Chwycił za złamaną prawą rękę i mocno szarpnął, zabolało, oj zabolało, nie wyobrażacie sobie, ale to dopiero początek, bandaże puściły ręka była wolna, a Marek, obrzydliwy przerażający Marek machał nią jak dzieciak chorągiewką. Znowu jakby z daleka, usłyszałem swój własny krzyk, ale to nie ja krzyczałem, to krzyczał kto inny, albo tylko mi się wydawało że ktoś krzyczy-..Więc upier***e ci ta rączke chłopaczku, słyszysz? Upier***e ci ją na amen, za to że nie w tą dziurke włożyłes co trzeba chłopaczku.. położył tą rękę na ziemi, a ja nie miałem co zrobić, próbowałem ją unieśc ale nie chciała się słuchać, i tylko widziałem jak podnosi ciężki bucior do góry, i jak opada, i opada i opada jakby na zwolnionym tempie. Gruchot kości, wybuch bólu, nie tylko czułem, widziałem ból, słyszałem ból, wszędzie ten cholerny ból, przed oczami miałem czerwono, potem biało, a potem znowu jego pTaskudny pysk, i głos: -Tylko mi tu nie mdlej chłopaczku, nie mdlej mi tu bo dopiero zaczynamy zabawe, dopiero zobaczysz co dla ciebie wymyśliłem chłopaczku -Nieeeee, Nieeeeee -Tylko tyle zdołałem krzyknąć kiedy widziałem jak zakładał na dłoń kastet.. -Zastrzel mnie, zastrzel mnie - to powinienem krzyknąć, ale tego nie zrobiłem, a zamiast tego, jeb, jeb, jeb trzy potężne uderzenia bólu na twarzy, "i nie mogę ruszyć ustami, skur***n złamał mi szczękę, i przynajmniej cztery zęby, czuje je, a raczej czuje że ich nie ma, cholera jasna, ja pierd**e" pomyślałem. A potem ciężko było myślec, trzeba było po prostu jakoś to znosić, trzeba było patzeć obserwować co ten wariat robi. I widzialem jak mnie bije, kopie, kilka żeber też pękło, ale o tym dowiedziałem się później. Potem wariat odezwał się znowu tym samym podłym zachrypiałym głosem: -Jeszcze nie pora chłopaczku, jeszcze nie śpij, dopiero sie zabawimy. Widziałem jak wyciąga z szuflady nóż, duży i ostry nóż do chleba, naprawdę duży, chyba że moje przerażone oczy zaczynały wszystko wyolbrzymiać, i widziałem jak podchodzi, powoli, powoli, krok za krokiem. Krok. Krok. Wyostrzony słuch, tyle pamiętam, tupnięcie o ziemie, i mój krzyk który wydobywa się z ust bez mojej wiedzy. Krok. Schyla się, patrzy mi w oczy i uśmiecha się obleśnie -Co chłopaczek? gotowy? Chciałem powiedzieć -Zastrzel mnie, ale się nie udało, przy -"zas" wbił mi nóż w dłoń. I cholera, Bóg mi świadkiem że kiedy ją odcinał nie czułem bólu, tylko patrzyłem z niesmakiem jakbym był w kinie na wyjątkowo paskudnym filmie. Nie czułem bólu, i zasnąłem, usłyszałem anioły, i ucieszyłem się z tego powodu. I wiecie co jest w tej histori najgorsze? Że to wbrew pozorom szczęście mnie uratowało. A Julia - farbowana blondynka, martwa już kiedy finał histori się wydażył - się do tego przyczyniła. Julia miała brata, też gangstera - jak się później dowiedziałem, i kiedy sprawy potoczyły się nieciekawie - mianowicie kiedy pojawił się Marek i zaczął wypytywać, weszła do ubikacji i zadzwoniła do swojego braciaka po wsparcie. Marek oczywiście wtargnął do kibla i ją zastrzelił, kiedy widział że majstruje z telefonem, ale zdążyła powiedzieć swoje. Uratowało mnie też to że Santos, bo tak nazywają brata Julki był w okolicy z paroma zaufanymi i dopakowanymi ludźmi. Traf chciał że był w okolicy też Krępy - barman w okolicznym klubie, przyjaciel Julki który wiedział gdzie mieszka naturalna - ta której imienia nie znam do dzisiaj, ale wiem za to że dobrze robiła lody kiedy jeszcze żyła. Traf chciał że Santos ze swoimi ludźmi weszli do mieszkania Blondynki dokladnie w momencie kiedy Marek celował do mnie - nieprzytomnego z broni. Gdyby weszli dziesięc sekund później, gdyby nie spotkali Krępego, który mógł być aktualnie w jakimkolwiek innym miejscu w mieście, gdyby Santos był choćby dwie ulice dalej kiedy odebrał telefon od Julki, gdyby Marek zabił Julke zanim ona powiedziała co jest grane, wreszcie gdyby Marek nie był takim psycholem i zabiłby mnie od razu - już bym był martwy. Ale nie. Żyje. Przeleżałem w szpitalu chyba pół tysiąclecia, Paulnika się starała ale nie wytrzymała, zostawiła mnie na lodzie, straciłem prace, sprzedałem samochód... Picie zniszczyło mi życie chociaż wcale się tamtego dnia nie napiłem. I żyję EDIT> wypieprzyłem quote żeby sie lepiej czytało
  11. fafik funfel Gonzo chochoł Alonzo El Mariachi Volfgang Rasputtin Chico hynch fus Rudy Niski Chudy Gryby Bury Sniardwy homonto Mammazaki Wienio Pele Włóczygrucha Kołątaj Wyrwiząb Śmierdziuch Chorązy Stępień Haszyszek Whispler?
  12. to ch** z nią, narysuje od początku :D w sumie wczoraj jakis zrąbany mialem dzien do rysowania ta driada na krzaku tez nie wyszla. A co do tego że Wojzax piszesz "zbyt mała poprawa zbyt wielkim kosztem", no koszt faktycznie duży bo roboty od cholery, ale poprawa też by była znacząca, by nie powiedziec bycza
  13. coś mi nie pasuje w tej czarodziejce ale nie umiem określić co :( edit. mam jeszcze takie coś, ale koniecznie do wymiany/poprawy: lipne jakies wyszlo musze alby wywalic kontury albo wpakowac je wszędzie,w kazdym razie cos sie z tym zrobi
  14. tadam a tak pozatym mam już 8 misji ;]
  15. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    Korodzik przyznam że całkiem kozackie :D
  16. no tripek miałby być komercyjny, ale zostało to 5% które niestety jest wyjątkowo żmudne (wprowadzanie dlla do dźwięku przy prawie skończonej grze - koszmar za który nie potrafie sie zabrać), ale skończe kiedyś na bank, nie dzis nie jutro ale trzeba zrobić :] Swoją drogą trip miał być z zamierzenia depresyjny :D i wg mnie się udało dokladnie oc zamierzałem jeśli chodzi o klimat i schizującą niewiele wyjasniającą fabułe. a end of story średniawka wiem, lucky day dużo lepszy ;]
  17. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    ja bym mógł nawet powieść wrzucić :P tylko że w wymaganiach minimum 100 słów a ja mam 100 stron
  18. propaganja

    Bitwa Pisarzy

    można wrzucać starocie?tzn któreś z opowiadań co kiedyś napisałem bo nie hcce mi sie pisać nowego
  19. propaganja

    STASZEK

    za to w najnowszym codzie jest nóż którym zabijasz jednym machnięciem ;]
  20. propaganja

    STASZEK

    ja bym i tak był za siekierą, wciskasz ppm i nie wiadomo skąd wyciąga topora i odcina dziadowi łeb. mówisz broń ostateczna ale ja zawsze uwielbiam w różnych grach oszczędzać zwykłą amunicje zabijając kogo sie da bronią białą :D (nożem rozwaliłem połowe zombiaków w residencie, 1/3 buraków w dead space, chodzi o to żeby problemem było dobiec do przeciwnika nie zabić go jak dobiegniesz, wg mnie najsensowniej sie tak gra) bo taki kopniak, no pod warunkiem ze sie da tym kogos zabic a nie podbiegasz i sprzedajesz kopy a on pakuje w Ciebie kule za kulą i trzeba sie modlić żeby zdążył paść..
  21. propaganja

    STASZEK

    noża bym mu dał albo siekiere
  22. wg mnie to jest tak że lucky day jest najlepsze pod względem technicznym, souljah ma najładniejszą grafike, trip ma miażdżący klimat, ale to dawno temu jest najbardziej grywalne :
  23. ano każda z wymienionych gier jest kompletnie różna i ma swój własny unikalny klimat ;] ale tak jak myslalem dawno temu i souljah w czołówce, więc dalej bede pracował głównie nad nimi. Ale tych pozostałych postaram sie nie zmarnować :)
  24. tzn zapomniec sie nie zapomni bo czesto trzeba powracać do swojej normalnej postaci, np w przebraniu strażnika doppelanger nie potrafi sie wspinać i łazić po rurkach, w postaci kundla ogólnie nie wiele potrafi, a i każdą misje zaczyna ze swoim własnym szarym ryjem, ale jakoś to obmyśle ładnie żeby wszystko było z sensem. Tym bardziej ze nie ma takiej postaci (grywalnej) jak strażnik/ooprych/fafik/cokolwiekwcosiezmienia
  25. propaganja

    STASZEK

    fajna graficzna gralem tez w tą próbke co zapodałeś przyjemne to jak zrobisz z tego gre. Tylko może zmienisz troche postacie na lekko mniej stickmanowe? bo o ile do czarnobialego dla fajnie podchodzily to przy tylu kolorkach przydaloby sie cos niecobardziej kreskówkowego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...