O w morde to z wężem to stara historia, kto w to wierzy ten lamus i farfocel niedoprany.
To teraz ja opowiem swoją historię:
Pewnego dnia siedzę sobie w domostwie... Nagle - szok. W brzuchu coś mi się przewraca. Jeszua Ha-Nocri! - myślę sobie - czyżby chestburster?! Zajrzałem więc do leksykonu medycznego - spoxik - żaden alien, to tylko tzw. głód. Kurka wodna, co z tym zrobić, brzuch tak mi burkocze, że muzykę (przeboje Beatlesów palce lizać) zagłusza! Ale ja to nie pierwszy lepszy, nie dałem się. Sięgam do lodówki, wyciągam margarynę i - uwaga! - biorę kromkę chleba i smaruję ją margaryną (w czym pomaga mi tzw. nóż)! Następnie na przyszykowaną w ten sposób platformę kładę kawał martwego mięcha, szynką pospolicie zwany, i cały ten konglomerat pakuję do paszczęki. Głód - historią!
Zaznaczam: autentiko!