ZŁAP
...Nie wiem, od jak dawna to trwa. Jedyne wspomnienia, jakie mam ze swego poprzedniego życia, są mgliste i niejasne; być może w ogóle nie było żadnego poprzedniego życia, a jedynie iluzje, stworzone w desperacji przez złamany umysł, by móc sięgać pamięcią do czegoś innego niż ciągłe, powtarzające się tortury.
...Znów to się zaczęło. Jeszcze przed chwilą unosiłem się w ciemności, bez ciała, bez zmysłów, do towarzystwa mając jedynie samego siebie i na wpół zapamiętane osoby, z którymi toczyłem szalone, wyobrażone rozmowy; nagle znalazłem się tutaj, na środku tego samego pomieszczenia, w którym tyle razy przebywałem i które na zawsze kojarzyć mi się będzie z cierpieniem i niemocą.
Pomieszczenie ma kształt prostokąta, mniej więcej 10 metrów szerokości i 14 metrów długości. Podłoga jest pokryta jakby ciemnoczerwoną posadzką, zaś wznoszące się na jakieś 10 metrów, nienaturalnie gładkie ściany są jednolicie szare. Nade mną nie ma nieba ani sufitu; rozpościera się za to chaotyczna abstrakcja, obłędny taniec kolorów, form i linii, które przypominają bardziej rozmyte formy widoczne po zamknięciu oczu niż realne obiekty. Ciężko na to patrzeć. Wokół nie ma żadnych drzwi ani okien prowadzących na zewnątrz; z pomieszczenia nie ma ucieczki.
Ja sam zaś jestem odziany w jarmarczny, pstrokaty strój. Podniósłszy ręce do twarzy, czuję, że wargi pokryte mam jakimś obłędnym makijażem. Co jakiś czas w pole widzenia wlatuje mi jeden z moich długich loków, pomalowanych jaskrawą farbą. Kiedy uczyniono ze mnie takie groteskowe monstrum - nie wiem.
Lecz te wszystkie cechy mogę przemyśleć dopiero później, gdy już zostanę stąd po raz kolejny wyrzucony, by dumać samotnie w mroku. Na razie rejestruję je niewidzącymi oczyma, bowiem od pierwszych chwil w wielkiej sali zaczynam biec na oślep. Biegnę, gdyż wiem, co się za chwilę stanie i w jakim celu mnie tu sprowadzono. Gdzieś nade mną unosi się w powietrzu niewyraźny, biały kształt, poruszając się po całej sali to tu, to tam z nieprawdopodobną szybkością, a niekiedy wylatując poza obręb ścian. Nie udaje mi się spojrzeć w górę, by przypatrzyć mu się dokładnie, gdyż wszystkie moje siły skupione są na biegu. Biegnę zygzakiem, co chwila zmieniając kierunek ruchu, próbując choć o kilka sekund opóźnić straszną chwilę, choć wiem, że jest ona nieunikniona. Wpadam co chwila na ścianę, jęczę z bólu, odbijając się od nich brutalnie, ale pędzę dalej.
I nagle biały kształt nadlatuje wprost na mnie, niebywale szybko opuszcza się w dół i dźga mnie w plecy. Szok przenika całe moje ciało, a ja chciałbym wrzeszczeć z bólu, lecz z moich ust dobywa się jedynie chrapliwy pisk. Ale biegnę dalej, próbując ujść goniącemu mnie nadal białemu zagrożeniu, żałosny jak mały pies, próbujący się wyrwać surowemu panu wznoszącemu do uderzenia kij, choć wie, że i tak mu nie ucieknie.
Nie wiem, ile razy zostałem trafiony podczas swej bezładnej bieganiny. Jednak niespodziewanie biały kształt zatrzymuje się na chwilę, a potem wszystko znika - znów jestem nigdzie, a mój obolały, zrozpaczony umysł próbuje zrozumieć, jakiemu celowi służą te makabryczne łowy, analizuje wszystko, co zauważyłem, próbuje rozpaczliwie znaleźć cokolwiek, co mogłem przegapić - drogę ucieczki, albo samobójstwa, czegokolwiek, co mogłoby zmienić moją egzystencję. I wątpię, czy kiedykolwiek to osiągnę; prawdopodobnie przez niezliczone wieki będę służył za żywy cel na czerwonej strzelnicy, ku rozrywce jakiejś niewyobrażalnej istoty.
- No - pomyślał pryszczaty chłopak z wystającymi zębami - teraz tylko podmienić obrazki, dodać muzyczkę i można zapodać. - Spojrzał z dumą na widniejące na monitorze okno Game Makera, w którym pracował od jakiegoś czasu nad swoim nowym dziełem, o roboczym tytule "catch_the_clown_2.gmk". - Chyba jeszcze sobie zagram - mruknął zadowolony i wcisnął przycisk F5. Game Maker szybko skompilował plik gry i po chwili na ekran wyskoczyło okno, w którym główka klauna latała po ograniczonym ścianami obszarze, uciekając przed żwawym kursorem myszki.