Jea, kolejny filozoficzno-teologiczny wątek na gmc :P Długi czas miałem rozkminę w kwestiach wiary, Boga itp. W końcu doszedłem do wniosku, że to bez sensu . Im dłużej o tym myślałem tym miałem większy mętlik w głowie. Nic nie było oczywiste: rozum mówił nie ma Boga, a jednak coś ciągle mnie przy nim trzymało. Powiem Wam chłopaki, że wolę żyć w stanie słodkiej nieświadomości do usranej śmierci niż żyć w niemiłej perspektywie nicości (która- przyznam się bez bicia działa na mnie depresyjnie). Zachowuję się pewnie jak idiota, ale rozkmina zabrała mi już wystarczająco czasu w moim życiu i chcę umrzeć jako niczego nieświadomy idiota ;)
@Easful: To co piszesz z grubsza sensu nie ma bo ograniczasz Boga możliwościami ludzkimi...
P.S. Jeszcze moje dzisiejsze przemyślenie: Uczcie się maty dzieci bo w liceum będziecie uciekać przed komisem :(