Tu nawet nie chodzi o to czy ten film ma ukryty przekaz albo jest moralizatorski. On po prostu składa się z miliona gagów znanych z kawałów i powiedzonek, a własnej inwencji, oryginalności jest tyle co kot napłakał. Jakby reżyser chciał upchać wszystko co wydało mu się śmieszne przez te lata w jednym filmie, posklejać w jedną, niekoniecznie trzymającą się kupy całość. Są nawet filmy które opierają się na absurdzie i nie są spójne, ale nie mają tej wady którą ma Job - nie są nastawione na młodego, tępego odbiorcę który lubi śmiać się z rzeczy które już zna.