Jakim Opublikowano 3 Maja 2011 Udostępnij Opublikowano 3 Maja 2011 Ktoś kiedyś powiedział, że na GMClanie nie może być filozofii, z czym ja się nie zgadzam: postanowiłem zadać temu kłam, prezentując tu swoje felietony i rozważania z perspektywy filozoficznego dyletanta :). Być może dla znacznej większości będzie to bełkot/nudne wypociny/etc., ale może znajdzie się choć jedna osoba chętna do dyskusji na poziomie i przede wszystkim, na argumenty. Link do pdfa, gdzie zawarte są moje felietony: http://jakim.pl/temp/arsignorantiae.pdf ------- O nazwach słów kilka Dziś pomówimy nieco o nazwach. Zanim zastanowimy się nad tym, wypadałoby opisać świat, w którym się poruszamy, zbiór desygnatów naszych pojęć oraz relacje na zbiorze bytów. Zacznijmy od ulokowania wszystkich tych elementów w pewnej semantycznej przestrzeni i rozdysponowaniu symboli, by podstawowy cel dobrej komunikacji - jednoznaczność, został spełniony. Pewne rzeczy mogą wydawać się zrazu bezdyskusyjne, jednak ich kartezjańska oczywistość (1) może okazać się mylna w obrębie logiki, nie szukając daleko, chociażby dialektycznej Hegla (2), opartej na dualistycznej konieczności istnienia tezy oraz antytezy - której treść można sprowadzić do formuły każdemu prawdziwemu twierdzeniu odpowiada nie mniej prawdziwe przeczenie. Nie jest to bynajmniej sprzeczność. W każdym bądź razie nie w oparciu o inne aksjomaty, których słowna eksplikacja wymagałaby znacznie więcej czasu niż mogę poświęcić, dlatego też pominę rozważania na temat dialektyki i skupię się na wcześniejszej chronologicznie myśli filozoficznej świata europejskiego - logiki Arystotelesowskiej, która zapewne jest bliższa Czytelnikowi. Podstawę tejże logiki można sprowadzić do jednej li tylko zasady niesprzeczności, na której opiera się rozumowanie tzw. zdroworozsądkowe, której wydźwięk jest powszechnie znany: niepodobna, ażeby coś zarazem było i nie było. Symbolicznie można ten postulat zapisać jako: ~(p && ~p ) Jednak uwaga! Zanim zacznie się korzystać z praw logiki, należy również opisać zbiór wartości, w którym będziemy się poruszać. Nie ulegając pesymistycznemu solipsyzmowi zawierzmy, iż prawda obiektywna istnieje i nie zależy od podmiotu i jego dyskursu (tzw. grecki stosunek do prawdy) oraz że każdemu zdaniu logicznemu można przypisać jedną tylko z dwóch wartości: prawdę albo fałsz (0 lub 1). Wróćmy jednak do tematu. Czymże jest nazwa? Jest to notabene wytwór języka, służący przypisaniu słowa obiektowi ze świata rzeczywistego. Obiektem, do którego odnosi się nazwa, określać będziemy mianem desygnatu. Przykładowo: desygnatem słowa owoc jest każdy obiekt, którego nazwać będziemy mogli owocem. O kryteriach oceny obiektu pod względem nazewnictwa decyduje definicja - wypowiedź, w której zawarta jest informacja o znaczeniu danego wyrażenia oraz zakresie jego stosowalności - tzw. denotację. Problem niemożności całkowitego definiowania apriorycznego Pierwszym problemem związanym z określaniem przedmiotów jest fakt, iż do definicji należy używać zestawu innych pojęć, które również musiały zostać uprzednio zdefiniowane. A zatem na drodze takiego łańcucha definicji muszą istnieć takie pojęcia niedefiniowane słownie, lecz odwołane za pomocą innych środków. Nie wyklucza to jednak istnienia zbioru pojęć stricte apriorycznych, niemających bezpośredniego odwołania do rzeczywistości. Takimi pojęciami są elementy języka matematyki; należy jednak mieć na uwadze, iż w definicjach pojawiają się łączniki - czyli każdy element mowy niebędący ani pojęciem definiowanym, ani także definiującym, mianowicie: jest to, znaczy to etc., którego nie da się zastąpić w żaden inny sposób. Problem: Zdefiniuj słowo być tylko i wyłącznie za pomocą słów. Czy pojęcia, które zostały użyte do zdefiniowania mogą zostać opisane bez użycia tego definiendum (5)? Problem nieograniczoności denotacji Drugim problemem związanym z tą problematyką jest niemożliwość przyporządkowania jednoznacznego zbioru desygnatów pewnej nazwie. Zobrazujmy to na przykładzie. Utwórzmy neologizm należący do grupy przymiotników: definitatywny. Sformułujmy definicję: Bytem definitatywnym będzie każdy byt, którego nazywać będziemy definitatywnym. Jest to definicja zwrotna, odwołująca się do samego pojęcia. Nie jest ona w każdym razie błędna, lecz nie określa pierwotnie zakresu stosowalności tegożże pojęcia. Kilka eksperymentów myślowych ujawnia natomiast, iż potencjalnym zakresem użycia słowa definitatywny jest każdy obiekt dający się jakkolwiek wyróżnić, gdyż jeżeli taka możliwość istnieje - to można dany byt opisać, a jedną z cech, którą można wykorzystać przy charakterystyce, jest właśnie definitatywność. W odniesieniu do nazw i języka mowa jest o takich pojęciach, które posiadają swoje desygnaty - a przynajmniej jeden. Niemożliwe jest to w przypadku partykuł czy liczebników (raz, no, wiele). Problem: Czy wobec powyższego nic jest definitatywne? Czy istnieje taki byt, którego nie można opisać? Rozwiązaniem definicji zwrotnej jest pojmowanie intuicyjne. Schemat postępowania w przypadku zwrotnych definicji jest powszechny i na ogół znany: przyporządkujmy bez żadnego jawnego kryterium obiekt do pewnej nazwy. Tę samą nazwę będziemy przypisywać każdemu bytowi, którego zestaw wybranych, jednak tym razem określonych cech będzie podobny do atrybutów pierwotnego desygnatu tejże nazwy. Takimi właśnie pojęciami są dobrze znane słowa jak dobro czy honor. Zauważmy, iż definicje zwrotne wymagają czynnego podmiotu ustalającego, czy dany obiekt należy do zbioru desygnatów, a zatem nie istnieją takie jednoznaczne obiektywne kryteria pozwalające rozstrzygnąć, czy i w jakim zakresie można powołać się na użycie określonej nazwy. Problem niejednoznaczności Trzecim problemem wynikającym ze słownej interpretacji rzeczywistości jest niejednoznaczność pojęć. Oznacza to, iż każda nazwa ma co najmniej jeden swój desygnat. Istnieją też takie nazwy, których określenie desygnatu może sprawiać pewne trudności. Takim pojęciem są uczucia, chociażby strach oraz stany niematerialne jak szczęście. Udowodnijmy teraz pozornie niezwiązany z powyższym problemem fakt, iż nazwy nie zawierają się w przedmiocie. Cóż to za przedmiot? Zdecydowana większość odpowie zapewne, iż jest to krzesło. Ja utwierdzę się w przekonaniu, iż jest to mebel, z czym równie spora ilość osób mogłaby się zgodzić. Natomiast nie jest prawdą, iż krzesło to szafa, jednak wiemy, iż szafa to również mebel. Czy oznacza to, że krzesło jest tym samym, co szafa? Operując dowolnymi bytami A i B, ze znajomości faktu, iż A=B, B=C wynika, iż A = C. Ustalmy, że A jest krzesłem. Krzesło jest meblem (B). Zatem A=B i B=A na drodze oczywistej równoważności A=B ↔ B=A. Szafa (C) także jest meblem, więc C=B (oraz B=C). Z przechodniości A=B && B=C wynika, że A=C, co jest sprzecznością. Poprzez powyższy absurd (6) doszliśmy pośrednio do wniosku, że nazwy nie związane są z określonymi obiektami, lecz ze zbiorem bytów, które można przypisać pewnemu pojęciu. Błąd logiczny powyższej argumentacji wynika z zastosowania prawdziwej jedynie dla pojedynczych obiektów równoważności A=B ↔ B=A. O ile zgodzić się można, iż szafa to mebel, to nieprawdą jest zdanie Mebel to szafa. Użyte nazwy odnoszą się do pewnego bytu ogólnego, będącego złożeniem wszystkich możliwych desygnatów pojęcia. Mówiąc krzesło nie ma się bowiem na myśli konkretnego krzesła wybranego z rzeczywistości, a każdego bytu, do którego można zastosować to słowo. Przeprowadzając rozumowanie dla większej ilości obiektów, można dojść do wniosku, iż nazwy odnoszą się do zbioru pewnych cech określonych w definicji, a więc możliwe jest przypisanie kilku nazw jednemu obiektowi: Drzewo jest zarówno rośliną, jak i organizmem. Jest też istotą żywą. Wszystkie użyte słowa w swoich definicjach posiadają inny zbiór kryteriów, według których można rozstrzygać, czy wybrany obiekt jest desygnatem definiowanych nazw. Problem: Czy istnieje organizm niebędący istotą żywą? A odwrotnie? Można wyróżnić nieskończenie wiele cech, wobec czego liczba pojęć jest ograniczona tylko zasobnością języka, ten natomiast może podlegać ewolucjom, które nie wpływają - co wydaje się logiczne - na zakres i jakość cech opisywanych obiektów. Skoro zmiana nazwy nie pociąga za sobą żadnej zmiany bytu związanego z danym pojęciem, zbiór nazwy oraz desygnatu jest rozłączny - co należało wykazać. Nazwy nie zawierają się w przedmiocie. Jacques Derrida (7) opisał fakt bezpośredniego nieodnoszenia się słów, znaków oraz symboli do rzeczy w świecie materialnym, które te mają przywoływać, jako różnię (fr. différance). Wyciągając wnioski można przejść do zadziwiającego wniosku: skoro nazwy stanowią jedynie formę etykiety, okazuje się, iż postulowane prawa przyrody, nie dotyczą jej samej, lecz jej semantycznego ujęcia, a więc zależą tylko od pojęć, nie od stanu faktycznego! Czy to oznacza, że są nieprawdziwe i należy je odrzucić? Odpowiedź na to pytanie zostawiam Czytelnikowi. Dwuwartościowość logiki Arystotelesowskiej Jeżeli A twierdzi, iż C ma charakter p, a B twierdzi, iż C ma charakter q, który jest tym samym, co ~p, to łatwo wywnioskować na bazie powyższych założeń, iż co najmniej jedno ze zdań poniższych jest nieprawdziwe: - Powyższa sytuacja istnieje. - A oraz B mówią prawdę. Dwuwartościowa logika Arystotelesowska nie dopuszcza dwóch stanów jednocześnie. Ujęcie tej tematyki stanowi problem tzw. kotem Schrödingera (zainteresowanych problem odsyłam do poszukiwań). W odniesieniu do języka desygnatem nazwy nie może być obiekt, który jest również desygnatem definicji w zbiorze o takim samym zakresie cech, jednak opozycyjnych do siebie. Przykładowo: jeżeli zdefiniujemy dobry jako ten, który pomaga innym oraz na zasadzie dopełnienia zły jako ten, który nie pomaga, żadna osoba nie może być jednocześnie dobra i zła, gdyż użyte pojęcia wzajemnie się wykluczają. Problem: Jak uzasadnić paradoks, iż szklanka może być zarówno do połowy pusta, jak i do połowy pełna, mimo że słowa pusty i pełny stoją do siebie w opozycji? Słowo na zakończenie To, co udało mi się przedstawić, jest bardzo pobieżnym zalążkiem rozległej problematyki związanej z semantyką oraz filozofią znaczeń. Mam nadzieję, że lektura dostarczyła wielu powodów do rozważań - w tym właśnie celu została stworzona. Zapraszam do polemiki. ____________ 1. Kartezjusz (René Descartes, ur. 1596, zm. 1650) - francuski filozof, matematyk oraz fizyk, uznający oczywistość jako kryterium prawdy 2. Georg Wilhelm Friedrich Hegel (ur. 1770, zm. 1831) - niemiecki filozof, twórca klasycznego systemu idealistycznego.} 3. Arystoteles (ur. 384 p.n.e., zm. 322 p.n.e.) - filozof, logik oraz teoretyk nauki grecki 4. ciekawe: desygnatem słowa nazwa jest słowo 5. definiendum - wyrażenie definiowane 6. uwaga: nie nonsens 7. Jacques Derrida (ur. 1930, zm. 2004 w Paryżu) - francuski filozof, uważany za przedstawiciela postmodernizmu Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jakim Opublikowano 3 Maja 2011 Autor Udostępnij Opublikowano 3 Maja 2011 O prawie rzymskim Niejednokrotnie powtarza się, że fundamentem cywilizacji europejskiej są trzy filary: grecki stosunek do prawdy, etyka chrześcijańska oraz prawo rzymskie. Dzisiaj zajmiemy się ostatnim z nich, gdyż - jak wiadomo - ignorantia iuris nocet. Ogólnie o prawie Powszechnym stanowiskiem filozoficznym jest stwierdzenie, iż prawa ludzkie wynikają z norm moralnych i są oparte na społecznej konwencji (jakiej - to już zależy od kultury). Funkcjonowanie w społeczeństwie wymusza istnienie pewnych reguł współżycia. W momencie, gdy w społeczeństwie zostaje wytypowany organ, który ma na celu stać na straży tychże praw, można mówić już o zalążku systemu prawnego. Wyodrębniona w ten sposób jednostka uzyskuje pewne kompetencje i środki, by mogła skutecznie pełnić swoją rolę - oczywiście według pewnych wytycznych, a dokładniej: prawa, które można rozumieć jako unormowany zbiór reguł postępowania. Aby system prawny mógł funkcjonować w danej jednostce terytorialnej, musi być wyznaczony pewien aparat zdolny do: - legislacji, - egzekwowania norm i dyrektyw. Aparat ten może być wprowadzony różnymi drogami. Nie będziemy się rozwodzić nad sposobami jego typowania. Problem: Dlaczego w najmniejszej komórce społecznej - rodzinie - nie mówimy o prawie, mimo iż są pewne reguły postępowania, a co więcej: są one egzekwowane? Geneza prawa rzymskiego W starożytnym Rzymie istniały dwa rodzaje prawa, rozdzielone względem sfer działania. Pierwszym z nich było prawo boskie - fas, które regulowało życie religijne ludzi. Niedostosowanie się do niego groziło zesłaniem na siebie gniewu bożego. Można jednak było uwolnić się od klątwy, składając ofiarę - piaculum. Prawo związane z ludzkimi działaniami - ius - dotyczyło tych czynności, które miały być dozwolone oraz chronione przez państwo, a dokładniej przez jego organy. Prawo to wyłoniło się z prawa zwyczajowego, które nie pochodziło od odgórnej instytucji i przekazywane było ustnie z pokolenia na pokolenie. Pierwszą próbą spisania praw zwyczajowych była tak zwana ustawa XII tablic (lex duodecim tabularum) dokonana w V wieku p.n.e. jako rezultat żądań plebejuszy w sporze z patrycjuszami. Nie był jednak to kompletny zbiór norm, co skutkowało powstawaniem nowych aktów prawnych na przestrzeni dalszych stuleci. Można więc powiedzieć, że kodyfikacja prawa zwyczajowego wyznaczyła ścieżkę dalszego rozwoju systemu prawnego w Rzymie. Istotny jest także fakt, iż ustawa XII tablic zawierała w sobie procedurę postępowania sądowniczego (wraz z ustaleniem podmiotów i przedmiotów prawa) oraz podstawowe aspekty dotyczące własności obywatela. Kształt prawa formował się i ulegał przekształceniom przez następne stulecia na skutek zdarzeń historycznych o mniejszym lub większym znaczeniu - głównie wojen (w tym także domowych). Natomiast dla nas ważny jest fakt, że obecny system prawny w krajach europejskich w bardzo wielu aspektach oparty jest na prawie starożytnego Rzymu. Silny wpływ można zauważyć dzisiaj zarówno w terminologii prawniczej, podziału administracyjnego oraz przede wszystkim logice i systematyzacji konstruowaniu aktów prawnych opartej na trzech zasadach: - jednolitość, - niesprzeczność, - zupełność. Problem: Jakie są podstawowe różnice między prawem z okresu archaicznego (do czasu pierwszej wojny punickiej - 264 p.n.e.) a prawem u schyłku imperium rzymskiego? Zasada zakazu retroakcji Znana paremia prawnicza głosi: lex retro non agit, co oznacza, iż treść aktów prawnych nie wpływa na orzeczenia wydane przed jej ogłoszeniem. Wynika to z faktu, iż adresat ustawy nie mógł zastosować się do niej w przeszłości, gdyż ta nie istniała - nieuzasadnione jest zatem pociąganie podmiotu prawnego do odpowiedzialności na mocy nowej ustawy za czyny minione. Jest to, wydaje się, fakt oczywisty i niepodważalny. W związku z tym jeżeli jakaś czynność zostaje spenalizowana, winne nie są te osoby, które dokonały omawianego działania przed wejściem aktu normatywnego w życie. Zasada ta jednak może budzić wątpliwości w momencie, gdy dany czyn przestaje być uznawany za niezgodny z prawem: jeżeli dwie osoby popełniły ten sam czyn zabroniony w różnym czasie: przed i po wejściu w życie aktu prawnego, ukarana powinna być tylko jedna z nich, nawet jeżeli procedury sądowe obydwu spraw odbywają się już w czasie obowiązywania nowych przepisów. Rozwiązaniem tego problemu jest stosowanie zasady lex retro non agit tylko w przypadkach, gdy nowa ustawa jest niekorzystniejsza z punktu widzenia adresata. W przypadku prawa podatkowego można domagać się zwrotu pieniędzy wynikającego ze zmiany stawki/oprocentowania określonego podatku. Problem: Czy rezygnacja z zakazu retroakcji w przypadku zmiany prawa na łagodniejsze wobec adresata jest sprawiedliwa oraz słuszna? Cechy sądu Podstawowym zadaniem sądu jest interpretowanie zapisów prawnych oraz rozstrzyganie sporów między podmiotami pozostającymi w sporze. Jest to bardzo funkcja w państwie, a jednocześnie unikalna, dlatego też sądy muszą się cechować pewnymi szczególnymi atrybutami, mianowicie: - bezstronnością, - niezależnością, - samodzielnością. Powyższe cechy składają się na niezawisłość sądu. Sędzia jako reprezentant tego organu musi się ustosunkować do zasad działania sądu - a zatem kierować się przesłankami obiektywnymi. Tylko wtedy można mieć gwarancję, iż organ ten będzie działać prawidłowo, a zatem należycie będzie spełniał swoją rolę. Podstawowy warunek bezstronności sądu zawarty jest w sentencji - nemo iudex in causa sua. Gdy istnieje uzasadniona wątpliwość co do bezstronności sędziego, funkcjonariusz państwowy jakim jest sędzia nie może uczestniczyć w rozprawie jako orzekający werdykt. Jeśli założymy, że sąd spełnia powyższe warunki oraz kieruje się słusznością (wyrażonej w normach prawnych, jak twierdził Ulpian, prawnik rzymski: ius est ars boni et aequi, możemy przyjąć, iż mówi prawdę - a więc orzeczenia sądu należy uważać za równie prawdziwe. Problem: Czy paremia prawnicza res iudicata pro veritate accipitur zakłada nieomylność sądu? Fundamenty postępowania sądowego Prawo procesowe zawarte w systemie prawnym określa procedurę postępowania sądowego. Chroni ono kilkoma zasadami oskarżanego przed i daje mu niepodważalne w europejskich systemach prawo do obrony. Przede wszystkim żadne postanowienie sądu nie jest wiążące, jeżeli nie przeprowadzono się postępowania zgodnego z prawem: z udziałem wszystkich stron sporu. Inną niepodważalną zasadą funkcjonowania sądu jest obowiązek udowodnienia winy oskarżonego, nigdy natomiast odwrotnie: dowodzenia braku winy - ei incumbit probatio, qui dicit, non ei, qui negat. Dane jest również prawo do milczenia, gdyż jest wręcz zakazane zmuszanie oskarżonego do zeznawania przeciwko sobie (accusare nemo se debet). Przyzwolenie na milczenie nie jest jednak nakazem: w postępowaniu nie można orzec wyroku, jeżeli nie wysłucha się wszystkich stron, nawet jeśli dowody jasno wskazują oskarżonego. Problem: Jakie mogłyby być konsekwencje zanegowania porządku dowodzenia winy na rzecz udowadniania jej braku? Których obywateli negacja ta dotknęłaby najbardziej? Czy osoba unikająca stawienia się na rozprawę jako oskarżony w myśl powyższych zasad jest bezkarna? Indyferentność prawna Poprzednio zaznaczyliśmy, iż prawo powinno być zupełne, to znaczy wolne od luk takich, które nie pozwalają na jednoznaczne rozstrzygnięcie danego sporu. Nie jest to jednak tożsame z brakiem przepisu na określony temat, gdyż paremia nullum crimen sine lege wskazuje na fakt, iż czyny nieobjęte w żadnym kodeksie są prawnie obojętne, a więc są dozwolone. Według prawa, każdy czyn może mieć przypisaną jakąś cechę, może być: - zakazany, - nakazany, - dozwolony (gdy nie jest zakazany), - fakultatywny (gdy nie jest nakazany, ale może być zakazany), - przedmiotem obowiązku (gdy jest nakazany albo zakazany), - indyferentny (gdy jest fakultatywny oraz dozwolony). Między powyższymi atrybutami zachodzą pewne relacje, sprzeczności, przeciwieństwa bądź wynikania. Jeżeli dany czyn jest niezidentyfikowany (np. gdy dwie różne normy o nieustalonej nadrzędności wobec siebie oceniają ten sam czyn), może nastąpić konflikt w ocenie całego zdarzenia i dalszego postępowania. W państwie opartym na aksjologii prawnej rzymskiej korzysta się z innej ważnej zasady - in dubio pro reo - w razie wątpliwości na korzyść oskarżonego. Jest to mechanizm zabezpieczający przed represyjnym interpretowaniem zapisów prawa. Przykład. W pewnej określonej sytuacji zgodnie z treścią jednej hipotetycznej uchwały osoba zostaje pociągnięta do zapłacenia pewnej określonej kwoty na rzecz państwa, natomiast stanowisko innej ustawy dotycząca identycznego zdarzenia zwalnia od obowiązku płacenia. Lex neminem cogit ad impossibilia - sprzeczność prawa nie jest winą pociąganego do odpowiedzialności (nie można jednocześnie zapłacić i nie zapłacić określonej kwoty), a zatem, zgodnie z wymienionymi uprzednio zasadami prawa, nie ma obowiązku uiszczenia opłaty. Wróćmy jeszcze do czynów indyferentnych. Podstawą każdego państwa prawa jest zacytowana już zasada mówiąca o tym, iż czyny, które nie są opisane w systemie prawnym, są zarówno niezakazane, jak i nienakazane. Zauważmy, iż ten sam czyn w różnych okolicznościach może zmieniać swoje atrybuty: nie istnieje zapis zakazujący gry na gitarze, natomiast gra ta może zostać potraktowana jako zakłócanie ciszy nocnej, które jest już wykroczeniem. Kwalifikacja czynów może okazać się niekiedy trudna. Można to zaobserwować na przykładzie kwalifikowania samobójstwa jako czynu indyferentnego - co jest także zgodne z zasadą volenti non fit iniuria. Jednak czynem zabronionym jest już pomoc w samobójstwie lub nakłanianie innych do targnięcia się na własne życie, nawet jeżeli jest to na życzenie osoby próbującej pozbawić się życia. Bardzo istotne z punktu widzenia prawa jest podgrupa czynów - zaniechania, które również wywołują skutki prawne. W myśli prawniczej starożytnego Rzymu i tu znaleziono pewien kompromis: zaniechanie można przypisać tylko wtedy, gdy ciążył na podmiocie obowiązek działania i, co równie ważne, był on możliwy do wykonania. Według znacznej większości myślicieli dobre prawo powinno charakteryzować się tym, iż podmiot chcący postępować zgodnie z normami nie może natrafić na rzeczywiste przeszkody uniemożliwiające mu ich realizowanie. Prostym wnioskiem płynącym z tej zasady jest fakt, iż system prawny musi działać według norm, które są jawne, powszechne, jasne oraz przejrzyste, by nie zaistniała sytuacja, w której podmiot zostaje pociągnięty do odpowiedzialności na mocy ustawy niedanej mu do wglądu (a zatem mu nieznanej). Państwo także nie może wymagać od obywateli ani zachowań bohaterskich, ani niemoralnych (szczególnym przypadkiem są zachowania wynikające z systemu wiary, o których też należy pamiętać). Problem: Czy zawarty w polskim systemie prawnym obowiązek udzielania pierwszej pomocy jest zgodny z rzymskimi zasadami? Dlaczego? Odwrót od prawa rzymskiego Motywem wiodącym, dla którego wspominam o prawie, jest zjawisko odwrotu od prawa rzymskiego w krajach Europy (głównie Środkowej), które coraz bardziej nasila się w jurysdykcji Starego Kontynentu. Jednym z objawów odchodzenia od niektórych zasad prawa rzymskiego jest redefinicja fundamentalnych pojęć abstrakcyjnych, takich jak wola czy wina i zmiana wyobrażenia o nich. Myślicielem, który przyczynił się znamiennie do zmiany rozumienia podanych określeń był Jean-Jacques Rousseau. Przednia myśl Jeana-Jacques'a Rousseau przedstawia koncepcję na temat natury człowieka oraz jego bytowaniu w społeczeństwie. Według Rousseau człowiek jest z natury dobry, natomiast cywilizacja sprawia, iż pozbawiony zostaje swojej naturalności - a za tym idzie utrata jego pierwotnego źródła moralności, która wiąże się z istnieniem występków oraz przestępstw. Tak więc można wykoncypować, iż winę za jego złe czyny ponosi nie on sam, lecz sama cywilizacja - istota ludzka jest w tym procesie bierna. Takie ujęcie powoduje automatycznie, iż zmienia się stosunek do woli - a przełożeniem w systemie prawnym jest wprowadzenie/rozszerzenie zakresu pojęcia niepoczytalności bądź niezdolności do odpowiadania za własne czyny. Niebezpośrednim wpływem takiego pojmowania jest przeświadczenie o tym, iż winnym uzależnień ludzkich nie jest człowiek sam w sobie, lecz albo społeczeństwo, które wytworzyło tę patologię, albo sama substancja będąca utożsamiana ze źródłem nieszczęścia. Warto nadmienić, iż w tym kontekście nie obowiązuje stara zasada volenti non fit iniuria (chcącemu nie dzieje się krzywda), gdyż wobec chcącego zgodnie z prawem należy podjąć postępowanie, które egzekwowanie jest związane z użyciem aparatu przymusu (jest to np. skierowanie na leczenie). Związanym pojęciem jest wola. W Umowie społecznej Rousseau można wskazać istniejący ogólny byt zwany volonte generale - wola powszechna. Nie jest to bynajmniej suma partykularnych interesów i chęci pojedynczych ludzi - gdyż te nierzadko okazują się przeciwstawne wobec siebie, a nawet wola większości: jest to, zgodnie z definicją: teoretyczna wola, wyrażająca interes obiektywny państwa; wyraz rozumności ludzkiej. Takie ujęcie sprawia pewne trudności w wykazaniu samej istoty takiej woli - jeśli jest ona powszechna, żadna jednostka nie może stwierdzić arbitralnie i jednoznacznie, które działania są słuszne, a które nie. Zauważmy także, że jeżeli istnieje jakiś cel będący eksterioryzacją rozsądku ludzkiego, naturalnym wydaje się fakt, iż należy postępować zgodnie z wolą powszechną (jest wynikiem rozumności i prowadzi do dobra ogólnego), nawet jeśli ona okazać się może sprzeczna z prawem ludzkim i być krzywdząca dla nielicznych jednostek. Innym wypaczanym pojęciem jest równość, często dookreślana przydawką społeczna, a w innych przypadkach słowem szans. Karol Marks rozumiał równością społeczną jako zrównanie ujednolicenie członków społeczeństwa w dziedzinie ekonomii oraz prawa. Ideowo, taka równość miała spowodować wyeliminowanie konfliktu interesów: prywatnego oraz społecznego. Najlepiej charakter tak pojmowanej równości oddaje maksyma: każdemu według jego potrzeb. Można rzec, iż opozycyjną koncepcją równości jest tzw. równość szans. Jest to, idąc za definicją, pewien pogląd, iż każdemu człowiekowi przysługuje prawo do sprawiedliwego dostępu do życiowych możliwości. Nie da się jednak jednoznacznie stwierdzić, co się kryje pod pojęciem życiowe możliwości i czy niezależnie od przyjętej idei można odnieść je do każdego istniejącego ustroju. Warto jednak zwrócić uwagę, iż w definicji użyte jest sformułowanie sprawiedliwy, co pozwala przypuszczać, iż te dwa terminy są ze sobą ściśle związane. Co ciekawe, w ideologii marksistowskiej nierówność szans jest przyczyną nierówności społecznej. Aby móc ustanowić równość, należy wprowadzić pewne kryteria, które pozwalają zbalansować pewien istniejący niezrównoważony stan egzystencji pojedynczych ludzi. I tu pojawia się znaczący problem: czy takimi kryteriami są ludzkie zasoby intelektualne, materialne bądź duchowe? Jeśli tak, to kto i w jaki sposób będzie je mierzyć obiektywnie i sprawiedliwie? Wymuszone zostaje powołanie nadrzędnego organu, którego celem ideowym będzie rozdział pewnych dóbr względem jawnych oraz obiektywnych kryteriów. Jak widać, jest to pewna utopia, a próba jej wprowadzenia niesie ze sobą ryzyko zniewolenia. Uzewnętrznieniem takiej myśli w polskim prawie jest podatek dochodowy (oraz szereg innych) i zespół świadczeń socjalnych, innymi słowy: redystrybucja dóbr, a głównie dochodu państwowego. Problem: Czy obie przedstawione równości można nazwać w ogóle równościami? Czy dążenie do dowolnie rozumianej równości jest sprawiedliwe i moralnie uzasadnione? Słowo na zakończenie Przedstawione wyżej zasady są tylko wycinkiem dorobku antycznego w dziedzinie prawa. Gwarantem państwa praworządnego jest stosowanie się do fundamentów prawa - a mianowicie ich rzymskich korzeni. Normy prawne starożytnego Rzymu są jednym z najbardziej doniosłych osiągnięć cywilizacji Starego Kontynentu i stanowią wzorzec, na którym oparte są systemy prawne większości państw europejskich. Dbajmy o to, by rzymskie zasady nie podzieliły losu łaciny. Przede wszystkim znajmy je. ____________ 8. ignorantia iuris nocet - nieznajomość prawa szkodzi 9. Termin organ jest pojęciem prawniczym, lecz nie będzie tu tak rozumiane z oczywistych względów. To samo będzie się tyczyć innych pojęć tej dziedziny 10. legislacja - ustawodawstwo: prawo i jego stanowienie 11. czyli już za czasów republiki, w której władzą ustawodawczą był senat, wykonawczą - zespół urzędników o ściśle wytyczonych kompetencjach. Istniejące zgromadzenie ludowe pełniło rolę zarówno sądowniczą, jak i prawodawczą 12. plebejusze - grupa społeczna starożytnego Rzymu pozbawiona praw obywatelskich 13. patrycjusze - uprzywilejowana warstwa społeczna posiadająca wyłączność na obejmowanie rządów 14. kodyfikacja - tu: systematyczne ujęcie przepisów prawnych 15. lex retro non agit - prawo nie działa wstecz 16. penalizacja - uznanie przez ustawodawcę określonego czynu za czyn zabroniony 17. retroakcja - stosowanie przepisów w odniesieniu do zdarzeń, które nastąpiły przed uchwaleniem danego aktu 18. nemo iudex in causa sua - nikt nie może być sędzią we własnej sprawie 19. ius est ars boni et aequi - prawo jest sztuką czynienia tego, co dobre i słuszne 20. res iudicata pro veritate accipitur - prawomocny wyrok przyjmuje się jako prawdę 21. ei incumbit probatio, qui dicit, non ei, qui negat - ciężar dowodowy spoczywa na tym, kto twierdzi, a nie na tym kto zaprzecza 22. accusare nemo se debet - nikt nie musi oskarżać siebie samego 23. nullum crimen sine lege - nie ma przestępstwa bez ustawy 24. termin ten nie jest równoważny ze zwrotem prawnie obojętny, mimo iż wielokrotnie używane są zamiennie. Przykładem czynu indyferentnego jest wykorzystanie nadanych kompetencji do celu, który nie jest ani nakazany, ani dozwolony w systemie prawnym 25. zasada ta występuje w dwóch odmianach: pozytywnej oraz negatywnej; pierwsza z nich oznacza nakaz rozstrzygania w razie wątpliwości na korzyść oskarżonego, druga - zakaz rozstrzygania na niekorzyść oskarżonego 26. lex neminem cogit ad impossibilia - prawo nikogo nie zmusza do rzeczy niemożliwych 27. volenti non t iniuria - chcącemu nie dzieje się krzywda: osoba, która sama sobie szkodzi, nie może być karana 28. impossibilium nulla est obligatio - nikt nie jest zobowiązany do rzeczy niemożliwych 29. Jean-Jacques Rousseau (ur. 1712, zm. 1778 w Paryżu) - szwajcarski pisarz tworzący w języku francuskim, filozof i pedagog 30. W prawie rzymskim problem ten istniał i jego próbą rozwiązania było wyłączenie z odpowiedzialności dwóch grup społecznych. Byli to furiosi (szaleni) i fatui (umysłowo upośledzeni) 31. Karol Marks (ur. 1818, zm. 1883 w Londynie) - filozof, ekonomista i działacz rewolucyjny Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Japanstache Opublikowano 3 Maja 2011 Udostępnij Opublikowano 3 Maja 2011 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
propaganja Opublikowano 3 Maja 2011 Udostępnij Opublikowano 3 Maja 2011 Powiem tak: w strasznie trudnym jezyku to wszystko napisales :) Przynajmniej dla mnie, lubie filozofowac ale nie zwyklem tego robic bez palenia, a wtedy moj umysl jakkolwiek elastyczny by sie nie robil gubi sie nieraz co jest co i co jest gdzie jesli zbyt duzo pojec odbiega od jego jezyka operacyjnego. No i tekstu za duzo zebym mogl strzelic na szybko jakas ambitna dyskusja, no ale chocby co do tego: Problem: Jak uzasadnić paradoks, iż szklanka może być zarówno do połowy pusta, jak i do połowy pełna, mimo że słowa pusty i pełny stoją do siebie w opozycji? Slowa to tylko slowa, czyli cos wymyslonego kiedys przez kogos. Ze slowa staja sie jezykiem - to znaczy ze jest to cos, jakas zasada ktora nalezy przestrzegac i sie nia kierowac, nie kwestionujac czy jest wlasciwe czy nie. Spojrzysz w niebo - widzisz chmure - i nie sprzeczasz sie wewnetrznie ze to chmura, widzisz ja i tyle. Jezyk jest wyzszym autorytetem ktorego nie mozna w zaden sposob kwestionowac, jak bog dla chrzescijan, rodzice dla dziecka ktore wali kupy w pieluchy (napewno dziecko nie mysli sobie 'ale oni sa pojebani') tylko uczy sie - jesli zaczne drzec pape to mi matka da cyca - na zasadzie kotwic (ogolnie w wielkim skrocie kotwica to takie cos co kontroluje kazdego czlowieka, wiarzesz bodziec -uczysz sie chodzic po piasku - to prawdopodobnie bedziesz umial chodzic tez po asfalcie czy po trawie, jesli otworzyles juz kiedys drzwi - i spotkasz je poraz kolejny 0 prawdopodobnie nie bedziesz sie zastanawiac jaki ruch wykonac zeby to diabelstwo sie otworzylo, jak byles maly i darles pape i przychodzila mama zeby Ci dac cyca albo utulic do snu - to wiedziales zeby tak robic, jak powiedziales pierwszy raz mama tak dla zabawy i wszyscy zaczeli sie cieszyc i glaskac cie po glowce - skumales ze warto powtarzac to co ci dziwni duzi ludzie mowia) - Wiec - wracajac - patrzysz w niebo - widzisz chmure - i nie zastanawiasz sie czy to napewno chmura - twoje mysli moga smialo puscic wiazanke w stylu - ale ######sta chmura. Nie ma wewnetrznych konfliktow i niedomowien. Tak samo wychodzisz z domu - patrzysz - snieg. Myslisz sobie - "o k---a znowu pada snieg". Gdybys mieszkal w okolicach podbiegunowych w myslach nei pojawiloby sie slowo snieg. Chlopaki z bieguna maja w swoim jezyku kilkaset okreslen na snieg, ale prawdopodobnie nie maja w swoim slowniku czegos takiego jak 'odtwarzacz dvd' czy 'pendrive'. Jaki to mia zwiazek ze szklanka? Wlasciwie zaden, ale co do paradoksu jezykowego ja dochodze do wniosku ze nia ma sie co nad nim rozczulac bo to tylko jezyk, stworzony po to zeby latwiej dalo sie opisac swiat, ktorego i tak nie da sie jeszcze opisac. bo my np mamy jedno, gora dwa okreslenia na snieg, a chlopaki z podbieguna by srali ze smiechu ze "binghidacingi" i "badsososam*" nazywamy tak samo. To ze nie umiemy czegos nazwac nie znaczy ze to nie istnieje. To ze ktos tak cos nazwal - to na dobra sprawe nawet nie znaczy ze cos czyms jest. Ja zreszta wychodze z zalozenia ze ludzie tworzac jezyki tworzyli tez rzeczy ktore w zasadzie nie istnialy nigdy. Bo w naturze nie ma czegos takiego jak dobro czy zlo. Ale to juz osobny temat i w ogole nie na ta chwile. Caly tekst sproboje przeczytac jutro, latwiej bedzie sie odniesc, narazie przeczytalem fragment wyrywkowo. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Filar Społeczności Korodzik Opublikowano 3 Maja 2011 Filar Społeczności Udostępnij Opublikowano 3 Maja 2011 Filozofia na GMClanie? Dobry pomysł, bo wszak to mądre miejsce pełne ludzi chętnych do intelektualnej, kulturalnej dyskusji. Ja i tak jestem solipsystą, więc uważam, że wy z waszym ględzeniem nie istniejecie. No i problem solved. Leżeć, moje złudzenia. Zróbcie zamiast tego jeszcze raz tę zabawną sztuczkę z rybą i kapeluszem. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bedziom Opublikowano 4 Maja 2011 Udostępnij Opublikowano 4 Maja 2011 @Jakim - zgasiłeś mnie :o Ja nie mogę czytać takich tematów - jestem na diecie. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Jakim Opublikowano 5 Maja 2011 Autor Udostępnij Opublikowano 5 Maja 2011 To ze ktos tak cos nazwal - to na dobra sprawe nawet nie znaczy ze cos czyms jest. Trafna uwaga. Natomiast paradoks można rozwiązać w inny sposób. Nie podając go, przytoczę dosyć podobny problem. Mam dwie szklanka. Jedna jest pełna, druga pusta. Mógłbym powiedzieć tak: szklanka jest pełna i szklanka jest pusta. Jest to dosyć spora podpowiedź :). Swoją drogą, przeniosłem treść na bloga (na razie nie wszystko jest przetłumaczone i gotowe, planuję także oskryptować przypisy, by lepiej się czytało): http://blog.jakim.pl/ Pozdrawiam. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Woock Opublikowano 5 Maja 2011 Udostępnij Opublikowano 5 Maja 2011 Jak uzasadnić paradoks, iż szklanka może być zarówno do połowy pusta, jak i do połowy pełna, mimo że słowa pusty i pełny stoją do siebie w opozycji? Takie postawienie pytania wskazuje na jedną z dwóch rzeczy: a) pytający nie rozpoznaje cech "pełny" i "w połowie pełny" jako całkowicie odrębnych predykatów; B) pytający usiłuje złapać pytanego na sofistyczny chwyt bazujący na pokrewieństwie tych dwóch predykatów. W istocie "pełny" i "do połowy pełny" (jak i niemal dowolna inna para P-półP) są zupełnie odrębnymi cechami. Tautologia ~[Pełny(x)^Pusty(x)] nie implikuje wartości logicznej wyrażenia [Półpełny(x)^Półpusty(x)]. Osobiście żadnego paradoksu nie widzę. Więcej teraz nie skomentuję, bo nie mam na to siły, ale zapewniam, że jest co komentować, więc może innym razem. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się