Moja historia z pierwszą maszyną do gier jest dość zabawna. Wiecie, lata 90, byłem małym gnojkiem i wypadł mi pierwszy ząb. Jako, iż nagroda miała za to być na drugi dzień, to z niecierpliwością na niego czekałem. Nie miałem jeszcze własnej konsoli wtedy czy kompa, więc w gry grałem parę razy u brata na playstation. Przypominam, że to lata 90. A więc nadszedł ten dzień, wstaję rano, wbiegam do pokoju, a tam... coś dziwnego na ziemi leży! Podbiegam, zajarany jak nigdy, patrzę PLAYSTATION! Skaczę z radości, oglądam z bliska pady, samą konsolę... aż w końcu nadszedł moment naciśnięcia klapy... a tam zamiast wejścia na płyty to coś dziwnego... co się okazało? To nie było PSX, o nie... to POLYSTATION!
Mina zawiedziona, patrzę na pudełko i wyciągam dyskietkę 999999999 in 1...
Jednak po kilku dniach naparzałem kiedy tylko mogłem, mario, contra, super robin hood, mitsume ga tooru, samurai pizza cats... to tylko niewielka część tytułów w które grałem aż do przegrzania zasilacza bądź popsucia się pada ( które czasami działały tylko 10 minut od momentu zakupu ).
Chociaż kto wie, może gdybym wtedy nie dostał pegazusa i nie grał w te wszystkie platformówki, to prawdopodobnie mnie by tu dzisiaj nie było..? :)