Skocz do zawartości

Moje opowiadanie


Phoenix

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie :D. Mam taki lekki dylemat czy moja pisarska twórczość jest na jakimś tam poziomie. Z miesiąc temu napisałem początek opowiadania ( chociaż wychodzi bardziej na to, że to nowela) i teraz po poprawach chciałem wam to pokazać. Oczekuje krytyki, bo chce się rozwijać, oczekuje wytykania błędów i jakbyście mogli wyłapujcie ewentualne literówki. Miłego czytania :).

 

Rzeszów, miasto jak miasto - z kolorowymi blokami, dużymi osiedlami, mnóstwem małym domków rozsianymi po całym obszarze miejscowości. Ogólnie, czystość na każdym kroku... Cóż z tego, że ta cała sielanka jest tak naprawdę niczym w porównianiu z tym co skrywają sami mieszkańcy pod szczerym uśmiechem i miłym zachowaniem. Otóż nowoczesny wygląd miasta - oczywiście, co jest opinią przyjezdnych, którzy widząc kolorowe, ciekawie zaprojektowane elewacje bloków, myślą, że są w mieście wysoko rozwiniętym, a nie na takich zadupiach przez jakie musieli przejeżdzać by dostać się do samego miasta - powoduje, że na miasto patrzy się z pewnym zachwytem. W tej całej przyjemnej i miłej dla oka otoczce, w tych pięknych zielonych liściastych koronach drzew, w tych wszystkich zabytkowych miejscach, zza różowych okularów wyłania się szara polska rzeczywistość. Mimo, że jest asfalt, to zbombardowany dziurami i dziureczkami zresztą (nie)dokładnie zalepiany, to na ulicy Nagórskiej było wiejsko.

Nie można powiedzieć, że każdy mieszkaniec na tej ulicy położonej wysoko, był burakiem i chamem, ale nie można było zaprzeczyć stwierdzeniu, że wkoło nie ma jakichś zwykłych bałwanów i patałachów. Ulica Nagórska "okupywała" całą długość dość wysokiej górki, na tyle wysokiej, że najpierw musiałoby zalać, w razie powodzi, praktycznie całe miasto, które i tak jest położone wysoko, a dopiero potem ewentualnie woda mogłaby uszkodzić domy mieszkańców Nagórskiej.

Był pewien dom, który w swej historii widział niejeden niemiecki oddział, atakujący bądź rewizujący tutejszą ludność. Widział jak obok rosło ogromne dębowe drzewo, mające zresztą tyle samo lat co i dom. Z początku małe nasionko wyrosło na wielkie drzewo z koroną tak potężna, że wszyscy mieszkańcy ulicy nie byliby w stanie opasać jej wzdłuż. Zawsze na jesień kiedy cały chlorofil uciekał, liście gęsto zalegały blisko pienia i trzeba było się nielicho natrudzić, by te wszystkie liście zagrabać i ułożyć w jakieś sensowne sterty. Dom zbudowany był w ogromnych drewnianych bali na długość około trzech metrów. Co ciekawe do budowy tego domu nie wykorzystano ani jednego gwoździa. Chatka mająca grubo ponad sto lat, wytrzymała grzmoty, pioruny, burze czy gradobicia i nadal wyglądała tak jaką była po zakończeniu budowy. Sam sposób w jaki wykonano łączenia belek jest wręcz genialny w swojej prostocie, otóż na końcu każdej z nich wycinano odpowiedni kształt który po przyłożeniu do drugiej belki wpasowywał się idealnie łącząc dwa odrębne elementy w jeden spójny. Przerwy między poziomami belek zapychano mchem.

Kiedy dom i dąb wkroczyły w drugie tysiąclecie, właścicielce się zmarło, więc nasi przyjaciele zostali sami. Dom zmizerniał, a dąb, który już zresztą był samowystarczalny, jeszcze bardziej się rozrósł.

Wkońcu nadchodzi rok 2008, pewna rodzina wykupuje grunt z domem i dębem. Pare miesięcy później pierwszy kawałek tynku wiekowej chaty został odłupany, rozpoczynając tym samym kres jej istnienia. Po niecałym roku na jej miejscu w trudach i cierpieniu, w tonach gruzu, betonie i pocie stanął nowy, duży i nowoczesny dom na miarę XXIw. Schodyy poprzedzające drzwi, kwadratowy brzoskwiniowy ganek, potem brązowe drzwi z szybami, na korytarzu zalegające jeszcze sterty narzędzi i ogólny brud. W salonie, głównym i największym pomieszczeniu domu położono już mozaikę, przygotowano kominek do podłączenia, w kuchni i łazienkach położono płytki. Ciemnoorzechowe, spiralne schody również były gotowe. Widać było, że prace skłaniają się ku końcowi, na piętrze wyłożono panele, dla każdego pokoju inne. Ściany pokoi wreszcie przybrały jakieś kolory, od wściekło pomarańczowego, niebiesko-żółtego, po biały, przez różowo-zielony i na fioletowo-białym kończąc.

Działkę od drogi oddzielała pogięta, pordzewiała siatka, która zapewne miała za sobą jakieś poważniejsze kolizje. Po wewnętrzej stronie siatki było mnóstwo frywolnie pałętających się worków po cemencie, po styropianie ( ociaplanie nie zostało jeszcze ukończone), gdzieniegdzie usypane kopy ziemi, za domem w pełnym słońcu i po mozolnym wybieraniu ostrych przedmiotów i szkła z ziemii posadzono trawę. Cała działka znajdowała się pod skosem. Dobudowano zrujnowany murowany kawałek stajni, przemianowany zresztą na garaż, a drewnianą reszte zamienili na skład drewna (o stajni nie napisałem wcześniej gdyż nie mam konkretnych informacji co do jej istnienia przez pierwsze 50 lat). Przy siatce, położono bele, pozostałość po stuletnim domku, oraz posadzono iglaki, mające za pare lat służyć jako bariera widokoszczelna.

Nagórska była spokojną ulicą, można było na nią dojechać od trzech różnych stron. Załóżmy, że stoimy przed nowo wybudowanym domem, przed sobą, po drugiej stronie drogi, widzimy posiadłość pana Miechowicza, rozwodnika, który tylko czasem pojawia się w tych stronach, ale gdy się tu pokaże to zaraz wpadnie ja jakiś głupi pomysł. Na przykład powiększy sobie działke tym samym zmniejszając szerokość drogi, albo tak postawi ogrodzenie przy zakręcie, że właściwie nie ma możliwości przejazdu bez wcześniejszych kombinacji i eskapad. Na prawo , oddzielony od Miechowicza drogą mieszka Czereśniak. Swój przydomek zawdzięcza dużej ilości czereśni w swoim ogródku, a końcówkę "niak" dostał po słowie "wieśniak", gdyż jego zachowanie wskazywało na to, że wychowano go w oborze. Jeśli odwrócimy się w prawo ujrzymy, zza żywopłotu, dom państwa Neryków. Przed domem mają małe poletko, za domem stoi drewniana stodoła, kurnik i mały garaż, w obrębie działki znajduje się stuletni dąb. Idąc dalej, po prawej stronie wybudowano ładny, nowocześnie wyglądający, o ciepłej żółtawej elewacji dom. Od bramy do wejścia wyłożono czerwonawą kostke, a wokół drewnianego ogrodzenia rosły równo przystrzyżone iglaki. Po drugiej stronie ulicy stał szary, klocowaty dom z czterema okienkami i z różowym balkonem, co przy niewielkich wymiarach działki sprawiało wrażenie wręcz zbudowanego na siłę. Kierując się ku końcowi ulicy widać nieogrodzony żółty dom, z wejściem przez schody i z metalową budą zapewne robiącą za garaż. Dalej widać, czarne matowe ogrodzenie wykonane z prętów, za którym stoi biały dom. Podjazd wyłożono czerwono-szarą kostką, a na samym końcu prostego odcinka drogi ( dalej zaczyna się spadek) stoi niewielki domek koloru pomarańczu wpadającego w brąz. Po drugiej stronie ulicy stały jeszcze dwie posiadłości, obie białe, z bardzo nudnym wykończeniem, po prostu takie zwyczajne "staropolskie" domy. Tak mniejwięcej wyglądały posiadłości ludzi z ulicy Nagórskiej, oczywiście jest tych domów więcej, ale podczas przeprowadzki tylko tyle udało im się poznać.

Teraźniejszość. Lato. Poranek. Mimo, że data i dzień na kalendarzu wyraźnie nie wskazywały potrzeby wczesnej pobudki to jednak wszystkie podmioty rodziny Wennerów były już na nogach i krzątały się bezcelu po kuchni. Pani Wenner, Maria, ma trzydzieści pare lat, długie włosy koloru ciemnegoblondu. Jest średniego wzrostu, nie używała żadnych kosmetyków upiększających dzięki czemu zachowała naturalną cerę. Norbert Wenner to były kierowca rajdowy, aktualnie kierowca MPK. Bujna, czarna czupryna, jasna cera, również średni wzrost. Podobno porzucił zawód kierowcy rajdowego ze względu na narodziny syna, chcąc byś bliżej rodziny. Oboje robią w kuchni śniadanie. Najstarszy syn, Amadeusz dopiero co się obudził i nie zdąrzył jeszcze zejść na dół. Jego siostra Laura, mała dwuletnia dzieczynka jeszcze smacznie spi w piżamie z wizerunkiem Kubisia Puchatka, a najmłodszy podopieczny Marek, otulony ciepłą kołderką i pielusią cichutko przebiera nóżkami jakby czekał aż ktoś się nim zainteresuje. Rodzina Wennerów liczy jeszce jednego osobnika, a mianowicię psa lub w gwoli ścisłości sukę o imieniu Inka. Inka to pięcio letni, płomiennorudy kundel, o długich, niepozornie silnych łapach, dzięki którym rozwija naprawdę duże predkości i często ma problemy z zahamowaniem, z kikutem zamiast całego ogona czego przyczyną był pobyt w schronisku.

Amadeusz wreszcie dobudził się wystarczająca dobrze, że zszedł na dół i udał się do kuchni by zjeść przygotowane wcześniej śniadanie. Pogoda za oknem wręcz zachęcała do wyjścia na dwór, żeby pooddychać tym świeżym letnim powietrzem. Słońce nagrzewało zielone trawniki, a drzewa dawały cień chcącym odpoczywać na powietrzu.Ptaki siedziały na obwieszonych owocami drzewach, słychać śmiechy dzieci bawiących się w ogrodach. W domu cichutko grało wiekowe radyjko,które zabawiało muzyką murarzy podczas stawiania ścian domu. Zaraz po kanapkowym śniadaniu, Amadeusz wypuścił Inkę na dwór.

Pierwszy dzień Inki w nowym otoczeniu, niepewność w spojrzeniu i trudne pierwsze kroki. Pomału przyzwyczajała oczy do nowych widoków, do pól zielonych wysadzanych polną trawą, do tych wszystkich domów, których nigdy wcześniej nie widziała. Popatrzywszy w górę ujrzała potężną koronę drzewa. Była wręcz zszokowana widokiem tak ogromnego pienia, Nie znając okolicy postanowiła wykonać odważny krok, przejść się w zdłuż całej Nagórskiej.

 

Jeśli wam się podoba dopisze więcej.

 

Edit: Wyszło nieprofesjonalnie bez akapitów chociaż są w edycji postu : |.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczekuje krytyki, bo chce się rozwijać,
- i co będzie homo sapiens sapiens sapiens??

 

Mimo, że jest asfalt, to zbombardowany dziurami i dziureczkami zresztą (nie)dokładnie zalepiany, to na ulicy Nagórskiej było wiejsko.

dziura-wydaje się że to "otwór w czymś, najczęściej nieforemny, powstały wskutek uszkodzenia, lub brak jakiegoś elementu lub niedobór czegoś"

co dziwniejsze słowo zbombardować według mojego słownika oznacza zniszczyć coś, zrzucając bomby lub ostrzeliwując z dział, zaznaczam że wybrałem pewną część "znaczenia", z mojego punktu widzenia najbardziej pasującą do kontekstu.

Ale w mojej głowie mi się to zdanie nie mieści, nie wiem może jestem ograniczony psychicznie, bo przecież jak można wystrzelić z czegoś, a potem zniszczyć coś za pomocą ubytku??

Bo o ile założymy że ubytek to jest jednak coś, czego niema w sensie materialnym, ale widzisz że czegoś brakuje i to jest ten ubytek, ta dziura, to wtedy właściwie to jest nic inaczej nazwane, bynajmniej tak mi się wydaję. Skoro to jest nic, i "bombardujesz" asfalt niczym czyli wystrzeliwujesz nic, to chyba niemożna asfaltu zniszczyć?? Bynajmniej mi się tak wydaję.... A skoro nie idzie asfaltu w ten sposób zniszczyć(takie założenie, wynikło z mojego myślenia) to czy można zalepić dziurę której nie ma, bo w tym miejscu jest gładki asfalt, i to na dodatek niedokładnie lub dokładnie (przez ten twój nawias rozumiem że mam sobie wybrać co chce)!? Nie wiem co autor miał na myśli, może zechce wyjaśnić, ale rozumując tak jak ja to robię to dla mnie nie ma to sensu, oczywiście mogę być w błędzie, może korzystam z błędnych założeń, może myślę jakoś inaczej??

Bądź co bądź to "to" co podkreśliłem to na moje nie pasuje, ale lepiej się kogoś zapytaj jeszcze...

Sam tekst zbytnio mi się nie podoba, "Kubisia Puchatka"- po prostu wymiatasz... Tekst sprawia wrażenie (bynajmniej dla mnie) jakbyś go napisał i już nie czytał...

Teraz weź sobie w twoją maluteńką rączką maciupeńki długopisik i napisz malutkimi literkami jeszcze troszeczkę, w ten sposobik się rozwiniesz.

Osobiście nie lubię humanistów, ale po przeczytaniu tego twojego tekstu zaczynam ich szanować, mimo iż tworzą bardzo często w stanach wyższego uniesienia.

Jeszcze raz zachęcam do pisania, nie wiem czy ktoś będzie to czytać, ale jeżeli każdy pisarz założyłby że jego dzieła nikt nie będzie czytać to czy by je pisali, dla samego siebie, ze świadomością tego faktu?? Więc pisz ile wlezie i nie patrz czy się coś komuś podoba czy nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PAŁA ZA BRAK AKAPITÓW

 

ciemnoorzechowe schody i różowe okulary kolorowe osiedla i ciemno kupiaste niebo jest tha best ;)

 

 

rób gre

to brzmi jak opis jakbyś sprzedawał rzeszów na allegro

 

pała z 666-ioma minusami za niewiadomy temat opowiadania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@UP: Skoro nie przeczytałeś notki pod postem to nie czytałeś tekstu...

@Topic: Co do tego asfaltu to chodziło mi tutaj o to, że jest asfalt, ale tak podziurawiony i zniszczony, że wygląda jakby był zbombardowany, a zalepiany jest (nie) dokładnie ponieważ robotnicy, którzy przy nim pracowali olali temat i załatali te dziury na odwal.

@Flaque: czyli co, zbyt rozbudowane/ bezsensu/ głupie opisy? Skrócić je? Wydłużyć? Fabuła może i do dupy, ale jeszcze się nawet dobrze nie rozwinęła pokazałem to to, żeby zobaczyć jak ludzie oceniają moje opisy krajobrazów. Dopiero teraz zdałem sobie sprawe, że jeden akapit skopałem, ale cóż... trudno pozostaje pisać dalej. Nie zamierzam robić gier ponieważ nigdy ich nie kończę, a pisanie to jedyna rzecz jaka mi jako tako wychodzi.

@ Co do literówek: Mówie wam, że czytając to znowu nie daje rady wynaleść ich wszystkich i czasem walne takie Kubisia Puchatka, ale przecież nie będę płakać :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Up: nie znam, ale daj jakieś tytułu to z chęcią przeczytam. Ciesze, że Ci się podoba :P.

@Misiek999: Mam już pare książek na uwadze, ale brak czasu.

Chciałbym jeszcze zapytać się was odnoście opisów i w ogóle konstrukcji tego tekstu. Mniej rozbudowane te opisy, czy jeszcze bardziej , ale je jakoś uprościć? Czy styl pisania jest prosty i przejrzysty? Takie rzeczy mnie głównie interesują.

Dziękuje za poprzednie komentarze i czekam na następne :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

za bardzo chaotyczne.

 

zaczynasz od opisu miasta, ale bardzo powierzchownie. ale nie piszesz prawie nic o mieście tylko nudzisz o jakis mieszkancach skrywajacych cos pod usmiechem i o tym ze mimo ze to ladne i czyste miasto to i tak zadupie. potem bredzisz o burakach i zatapianiu ulicy nagorskiej. a potem az do konca jest bardzo podobnie...

 

poprostu jedna nieskładna, chaotyczna, mielonka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Copo: na początku chciałem zrobić ogólny opis gównego miesjca akcji czyli rzeszowa, a potem szczegółowo opisać jeszcze główniejsze miejsce akcji. Czyli wychodzi na to, że jeśli już opisywać to od razu w całości czy może na przykład co jakiś czas dawać opis?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak skuteczna ta metoda bedzie w twoim wypadku: odczekaj 3-5 dni i zacznij czytac swoje wypociny, a co wazniejsze tnij i przerabiaj wszystko co wyda ci sie nie takie jak byc powinno, wszystkie zdania ktore beda brzmiec zle, wszystkie zwroty ktore nie beda poprostu eleganckie... nie bedac osoba odpowiednio wyrobiona pisarsko bedzie to raczej trudne, choc moze nie niemozliwe. w kazdym razie probuj. aha jeszcze jedno, jak juz poprawisz to znow odczekaj te pare dni i znow zacznij poprawiac i tak pare razy ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też kiedyś napisałem sobie taki tekst na 6 kartek a4 i byłem zadowolony. Potem go znalazłem po 2 miesiącach w "Moich Dokumentach" i..... stwierdziłem, że co 3 zdanie brzmi "nieprofesjonalnie" i raczej nie działa na wyobraźnie tak jakbym chciał :P Dlatego zgadzam się z copem, po jakimś czasie stajesz się bardziej krytyczny do swoich wypocin.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...